– Długo pan myślał nad przystąpieniem do konkursu?
– To była szybka decyzja, nie musiałem się długo zastanawiać, bo charakterystyka polskiej kadry jest czymś, co mi niezwykle odpowiada. Ten zespół ma wielki potencjał, możliwość rozwinięcia talentów, stałej poprawy wyników i mocnego zaistnienia w najważniejszych imprezach. Mistrzostwa świata rozgrywane między innymi w Polsce oraz szansa awansu na igrzyska olimpijskie to dla mnie coś ekscytującego. Tego szukałem.
– Denerwował się pan bardzo podczas procesu wyboru trenera polskiej kadry?
– Mam na co dzień na głowie robotę w Novarze, gdzie jest dość wyzwań, presji i nerwów. I nie ma czasu na myślenie o czymś innym. Zgłosiłem się do konkursu, można powiedzieć, że postawiłem na coś. Kiedy dowiedziałem się, że będzie okazja starania się o pracę w Polsce, to nie zastanawiałem się długo, tylko uznałem, że czas zakończyć współpracę z kadrą Korei Płd. To było wspaniałe doświadczenie, ale nie chciałem przedłużać umowy. Pomyślałem, że warto spróbować czegoś nowego, a praca z polską kadrą wydała mi się wspaniałym pomysłem. Po prostu dla mnie to coś, co warto zrobić. Nie martwiłem się wynikiem konkursu, spokojnie czekałem. Uważałem, że mam szanse i teraz jestem szczęśliwy.
Czy Nikola Grbić nauczy się polskiego? Mamy konkretną deklarację nowego trenera kadry siatkarzy
– Jaką widzi pan najważniejszą różnicę w pracy z kadrą Korei i Polski?
– Oczywiście są różnice kulturowe i językowe, ale byłbym zdziwiony, gdyby praca w Polsce była jakoś szczególnie skomplikowana, jeśli chodzi o wzajemne zrozumienie. Choćby dlatego, że wiele zawodniczek ma za sobą występy za granicą, między innymi we Włoszech. Koreanki z reprezentacji, poza jednym wyjątkiem, w ogóle nigdy nie grały w obcych ligach. Dla odmiany Polki, Włoszki, czy Turczynki mają zbliżone doświadczenia siatkarskie w klubach europejskich. Może się oczywiście zdarzyć, że budowanie relacji w zespole na początku będzie trudne, ale siatkówka operuje uniwersalnym, nieskomplikowanym językiem. My się zajmujemy sportem, a nie wysłaniem rakiet na Księżyc. Ja nie mam z tym problemu. W moim klubie jest sześć zagranicznych siatkarek z pięciu krajów, pracowałem w Brazylii i Korei. Mam za sobą także współpracę z trzema polskimi zawodniczkami w drużynach klubowych, co też daje mi pewien poziom komfortu przed nowym zadaniem. Mam pozytywne przeczucia.
– Jest pan w stanie wskazać największą trudność, jaka może się pojawić w pracy z Biało-Czerwonymi?
– Jak zwykle to bywa w pracy z każdym zespołem: znaleźć właściwą równowagę w drużynie, tak by przełożyć to wszystko na ofensywny styl gry. Oto wyzwanie numer jeden.
Kamil Semeniuk o Nikoli Grbiciu. „Mówi do mnie: Semen, nie tak! Wal ile fabryka dała!” [WIDEO]
– Kiedy w ostatnim czasie z boku obserwował pan reprezentację Polski siatkarek, jakie przychodziły refleksje? Czego jej najbardziej potrzeba?
– Nie wiem czy należy koniecznie myśleć o zmianie stylu, liderek. To nie zawsze o to chodzi. Natomiast w tej chwili może nadchodzić dobry moment na nowe otwarcie, zrobienie kroku naprzód. To wcale nie musi być tak, że coś do tej pory było z gruntu złe. Może wystarczyć nowe podejście do pewnych spraw. Kiedy patrzyłem na Biało-Czerwone z zewnątrz, widziałem spore umiejętności techniczne u zawodniczek, wciąż rosnący potencjał gry w ataku, wspaniałą rozgrywającą. Dostrzegałem jednak braki w skuteczności czy organizacji gry, ale mogły być one spowodowane brakiem doświadczenia u siatkarek, a niekoniecznie złym prowadzeniem drużyny. Nie jestem w stanie tego wszystkiego w tej chwili jednoznacznie zweryfikować i potwierdzić, dopóki nie zacznę pracować na dobre z kadrą.
„Dzień dobry wszystkim”. Nikola Grbić po polsku zaczął przemowę do kibiców [WIDEO]
– Wspomniał pan wspaniałą rozgrywającą, ale Joanna Wołosz – bo o niej mowa – uważana przez wielu za najlepszą prowadzącą grę na świecie, ostatnio nie występowała w kadrze i to nie była normalna sytuacja. Pan to zmieni, a może już pan z nią rozmawiał?
– Z tego co słyszałem, jest otwarta na powrót do reprezentacji. Nie wykluczam, że w przeszłości pojawiły się nieporozumienia na temat jej obecności w kadrze. Nie mam na ten temat żadnej wiedzy, nie wiem, co się stało wcześniej i prawdę mówiąc, w ogóle mnie to nie obchodzi. Jak rozumiem, nie ma z jej strony problemu, natomiast nie rozmawiałem z nią o tym. Głównie dlatego, że jak spotykam Joannę, to stoi ona po drugiej stronie siatki, naprzeciw mojego zespołu w ważnych meczach. I na dodatek wygrywa. To nie są najlepsze warunki do dyskutowania o innych kwestiach.
– Panuje przekonanie, że do pracy z zespołami kobiecymi wymagane są od trenerów specjalne umiejętności, zupełnie inne niż kiedy prowadzi się drużynę panów. Potwierdza pan?
– Szczerze: nie mam zielonego pojęcia. Bo od kiedy zacząłem pracować w tym zawodzie, nigdy nie prowadziłem drużyny męskiej. Dla mnie praca z kobietami to najbardziej naturalne środowisko, nie znam innego. Poza tym nigdy nie grałem w siatkówkę, zatem nie mam nawet żadnych własnych doświadczeń z szatni klubowej. Męskiego świata siatkarskiego nie znam w ogóle. Od kiedy skończyłem 16 lat, zająłem się trenowaniem siatkarek, przez 6–7 dni w tygodniu. I tak już od ponad 25 lat.
Sebastian Świderski o wyborze Grbicia do kadry. „Miał nieprzyjemną rozmowę z szefem klubu”
– Dlaczego sam nie został pan sportowcem, tylko od nastolatka zainteresował się trenowaniem innych?
– Odpowiedź jest banalnie prosta. Byłem słaby we wszystkim, za co się tylko zabrałem. Nie było dyscypliny sportu, w której czymkolwiek bym się wyróżnił. Jak zacząłem grać w piłkę nożną, to szybko wylądowałem na ławce rezerwowych. Jak zabrałem się za karate, to ciągle wracałem do domu z wielką śliwką na oku. Zrozumiałem, że kariera zawodnicza jest nie dla mnie. Natomiast zawsze pociągała mnie praca trenera. Imponowało mi zawsze jak wybitni sportowcy zdobywają złoto olimpijskie i stwierdziłem, że jedyną możliwość, by kiedyś brać w czymś podobnym udział, stworzy mi zawód szkoleniowca.
– U progu pracy z kadrą polskich siatkarek myśli pan już o poszczególnych celach sportowych?
– Chcę być dobrze zrozumiany: nie jestem w stanie w tej chwili mówić o konkretach, dopóki nie wdrożę się w to zajęcie, nie poznam lepiej drużyny, nie zorientuję się w realiach. Dzisiaj naprawdę trudno byłoby wymieniać możliwe do zrealizowania cele, czy dywagować o szansach i jakości gry. Można jednak ustawić coś w rodzaju bazowego zadania. Polska jest obecnie dwunastym zespołem rankingu światowego, a to również determinuje ocenę. Przede wszystkim chcielibyśmy awansować na igrzyska, ale biorąc pod uwagę miejsce reprezentacji Polski w hierarchii, nie można twierdzić, że to zadanie łatwe i swobodnie do wykonania. Celem powinno być stopniowe pięcie się w górę rankingu. W tym kontekście każdy kolejny mecz kadry nabiera znaczenia, bo wpływa na punktację rankingową. Z kolei, kiedy myślę o mistrzostwach świata 2022, mogę za sensowny punkt wyjścia uznać znalezienie się w czołowej ósemce. Z jednej strony, to może być trudniejsze niż się spodziewamy, ale z drugiej marzy mi się, żeby zespół walczył o coś więcej. A po pierwszym sezonie współpracy możemy zacząć myśleć o następnych, jeszcze dłuższych krokach.