Liczyliśmy, że Polki spróbują ograniczyć ofensywną moc faworyzowanych przeciwniczek. Nic z tego, niesamowita atakująca Melissa Vargas i niebojąca się najtrudniejszych piłek nad siatką przyjmująca Ebrar Karakurt robiły nad siatką co chciały. Większość piłek sytuacyjnych padała łupem Turczynek. Biało-Czerwone potrafiły uzyskać w każdym secie 3-, 4-punktową przewagę i równie szybko ją stracić, głównie przez złe przyjęcie zagrywki i nieumiejętność wykończenia akcji. W pierwszym secie było w pewnym momencie 16:12 dla Biało-Czerwonych, po czym Turczynki zaliczyły 9, a my ledwie 1 punkt!
Podobny dystans traciły podopieczne Stefano Lavariniego w kolejnej partii – od 21:18 do 21:24. Jeśli pozwala się złapać wiatr w żagle tak renomowanemu zespołowi, szanse na sukces gwałtownie maleją. Zgasła też nasza największa strzelba Magda Stysiak (tylko 12 pkt i poniżej 40 proc. skuteczności). Graliśmy dobrze w bloku i momentami w defensywie, ale kontra i cierpliwość w grze była domeną przeciwniczek.
Magda Stysiak kontra Leon w spódnicy
Trzeba było zagrać bardziej taktycznie
– Być może było możliwe zatrzymanie Vargas, może chodziło o lepszy timing w bloku przeciwko niej – mówiła w TVP Sport Joanna Wołosz, rozgrywająca reprezentacji Polski. – Szkoda pierwszego seta, bo zaczęłyśmy bardzo dobrze. Jedna piłka nie może nas wyprowadzić z równowagi, taki zespół jak Turcja bardzo się wtedy nakręca. Nie wykazałyśmy większej agresji i skupienia na jednej akcji. Trzeba było może zagrać bardziej taktycznie. Za szybko chciałyśmy to skończyć. I skończyło się szybko, ale w drugą stronę… – skomentowała na gorąco Wołosz.
Skandaliczne warunki dla polskich siatkarek. Szatnia bez prysznica to tylko początek
Wskazała też element, który mógł pomóc w innym rozstrzygnięciu. – Mogłyśmy przycisnąć je bardziej zagrywką – stwierdziła nasza kapitan. – Tak, by miały piłkę od siatki, a my równy blok i lepsze ustawienie w obronie. W każdym elemencie mogłyśmy zagrać lepiej. Mimo wyniku 0:3, grałyśmy do pewnych momentów jak równy z równym, niewiele zabrakło, żeby to wszystko przeważyć na naszą korzyść.
Polki nie robią tragedii z tego, co się stało, teraz myślą już o turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich, który odbędzie się w drugiej połowie września w Łodzi. I on tak naprawdę jest kluczową imprezą sezonu. – Mocno wierzę, że na kwalifikacjach będzie dużo lepiej, a nasza publiczność pociągnie nas, będziemy sięgać chmur, a żaden przeciwnik nie będzie nam straszny – zakończyła Wołosz.