Adam Małysz

i

Autor: ART SERVICE/Super Express Adam Małysz

MŚ w Trondheim

Małysz i Thurnbichler padli sobie ramiona. Moralne zwycięstwo Polaków, mocny komentarz prezesa

2025-03-08 22:20

Polski zespół, razem z Austriakami i Słoweńcami zwalczył w Trondheim nieczyste manewry z kombinezonem w wykonaniu Norwegów. Gmeranie w chipach i ich duplikowanie i przeszywanie to jedno, drugim problemem – ostatecznie skutecznie oprotestowanym – okazały się nieprawidłowości w nogawce. Sznurki, które mogły pojawić się dzięki chipom i miały pomóc rozciągać kombinezon przy kontroli. Nie byłoby ich, gdyby nie duplikacja chipów. – Coś wygraliśmy – rzucił z delikatnym uśmiechem prezes PZN Adam Małysz.

Thomas Thurnbichler sygnalizował problemy z kombinezonami innych drużyn od dawna, a szczególnie regularnie od Turnieju Czterech Skoczni. Adam Małysz od dawna nawoływał, by Austriak, ale również były już dyrektor Alex Stoeckl, potrafili pokazać charakter i być twardzi przy dochodzeniu swoich racji. Choć na dyskwalifikacji skorzystał tak naprawdę tylko Ryoyu Kobayashi (który wskoczył na trzecie miejsce po DSQ Mariusa Lindvika), to w końcu protest, zjednoczony protest, został wysłuchany. Szefowie zawodów, będący już pod presją po wycieku nagrań, na którym Norwegowie przeszywają stroje, ugięli się. To ucieszyło Adama Małysza. – Ale to był jeden pozytyw z tego wszystkiego, że coś wygraliśmy. bo patrząc na to szczerze, to jestem zadowolony z tego, że po raz pierwszy zespół bardzo mocno zareagował, bo ja wymagałem tego od Alexa Stoeckla i od Thomasa, że jak się coś dzieje, to powinniśmy reagować. My nie możemy być słabym narodem, bo my jesteśmy mocnym narodem i powinniśmy reagować – postawił sprawę jasno prezes PZN.

ZOBACZ: Sven Hannawald o skandalu na mistrzostwach świata. Wprost o oszustwach i oskarżeniach! "Każdy chce oszukać"

Tak Adam Małysz walczy z hejtem, który się na niego wylewa. Nie dotyka go

Małysz nie ma wątpliwości, że polski głos powinien być bardziej słyszalny, a sobotni konkurs może być początkiem czegoś nowego.

– Byliśmy na bardzo, bardzo wysokiej pozycji, jeśli chodzi o skoki narciarskie [w świecie] i dzisiaj robiąc wszystko trochę z boku, stajemy się słabsi, a my powinniśmy pokazać, że dalej walczymy, że dalej jesteśmy. Gdyby nie Polacy, to ta oglądalność byłaby słabsza – mówi Małysz, podając za przykład tysiące kibiców w Lake Placid, których w amerykańskich konkursach rok rocznie ubywało (na przestrzeni trzech ostatnich sezonów) z powodu kiepskich wyników polskich skoczków. A narracja może być taka, że wyniki były kiepskie, bo Thurnbichler i jego zespół gra najbardziej Fair Play. W sobotnie popołudnie jego głos w końcu nie przepadł. – Trenerzy od razu się spytali, czy robimy protest, a ja powiedziałem jak najbardziej i idziemy w to w stu procentach. Rozmawialiśmy z Austriakami. Była tu też pani prezes austriackiego związku. Podjęliśmy decyzję, że idziemy wspólnie z tym protestem. Dołączyli jeszcze Słoweńcy, a później jeszcze Niemcy. I stało się to, co się stało. Wiem, że nie jest to dobre dla sportu samego, ale jeśli nie będziemy od razu reagować, to będzie jak będzie – rzucił Małysz, który nie będzie nerwowo reagował po nieudanych mistrzostwach świata dla polskich skoczków, również przez pryzmat największej od lat afery w światowych skokach.

ZOBACZ: Thomas Thurnbichler uderzył z całej siły. Mówi o spadających głowach, "to samo co doping"

– My nie możemy być słabym narodem, bo my jesteśmy mocnym narodem i powinniśmy reagować – mówi Adam Małysz.

– Nie chciałbym pochopnie podejmować jakichkolwiek decyzji. Słyszałem już takie głosy, że w tym pierwszym sezonie Thomasa, to sukcesy były efektem rozpędu poprzednich lat. Bez przesady, nie można tak mówić. Przecież już w pierwszym sezonie wszystko się zmieniło. Jak popatrzymy się na nas, na same wypowiedzi naszych zawodników, nawet Kamil [Stoch], który na początku był bardzo przeciwny zmianom, powiedział, że w tak dobrym zespole jeszcze nie pracował. Oczywiście pewne rzeczy nie pasowały, pewnie później pewne rzeczy dla starszych zawodników stały się trudne do zaadoptowania. Kamil teraz trenuje z Michalem Doleżalem, już od roku. Wiemy, że może trzeba czasu na pracę, ale w jego przypadku tego czasu nie ma. On się denerwował, on chciał już od razu i też tych rezultatów nie ma. Więc myślę, że tu naprawdę trzeba spokoju, bo wielokrotnie powtarzano mi pytania: kiedy zwolnię Thomasa. No to niestety nie tędy droga – zakończył Adam Małysz.

ZOBACZ: Morgenstern zaprasza Małysza na drinka. Nam mówi wprost o strachu, bólu i największych wypadkach

Najnowsze