"Super Express": - Jak państwo słyszą opinie, że Jerzy Janowicz to gwiazda jednego turnieju i więcej nic nie osiągnie, to was to śmieszy czy złości?
Anna Janowicz: - W ogóle nas to nie śmieszy. Nas to boli. Poświęciliśmy bardzo dużo czasu, żeby do takiego wyniku syna doprowadzić. On też ciężko pracował, żeby dość do finału w Paryżu, półfinału Wimbledonu i wspiąć się na na 14. miejsce w rankingu. Boli nas, że teraz, gdy ma słabszy okres, słyszymy, że były to przypadkowe osiągnięcia.
Jerzy Janowicz senior: - Nie rozumiem opinii, że III runda Australian Open, Rolanda Garrosa czy Wimbledonu, czyli tegoroczne wyniki syna, to są porażki. Przecież to rezultaty, o których jeszcze niedawno w polskim tenisie można było tylko pomarzyć. A Jurek osiągnął to, zmagając się z kontuzjami i bez przygotowań do sezonu, bo leczył stopę.
- Jurek powiedział, że w ogóle nie przejmuje się tym, że spadł na 51. miejsce w rankingu. Rzeczywiście tak jest?
AJ: - On nie chce się tym przejmować. Wie, że nie powinien o tym myśleć, bo budowałby tylko dodatkową presję. My z nim na ten temat też w ogóle nie rozmawiamy.
JJ: - To jest kwestia zdrowia. Do formy Jurek już wrócił. Przed nim kilka turniejów, w których nie będzie bronił żadnych punktów, więc praktycznie jeden udany występ pozwoli mu wrócić do pierwszej "30". Jeżeli tylko zdrowie dopisze...
AJ: - Myślę, że Jerzyk nie martwi się pozycją w rankingu. Martwi się swoim zdrowiem. Ostatnio niestety pechowo się to układało, bo jak już dochodził do wysokiej formy, to przytrafiała się jakaś kontuzja. Najpierw kręgosłup, potem pęknięta kość w stopie. Dokucza mu też uraz łokcia, który ciągnie się od dłuższego czasu. Teraz stan zapalny w stopie.
Zobacz: Jerzy Janowicz nie straci tego sezonu. Znamy wyniki badań
- Podczas French Open Jurek powiedział, że miał też problemy osobiste. Konkretów nie chciał zdradzać...
JJ: - I jedna gazeta od razu wymyśliła, że gra kiepsko, bo się rozwodzimy. Bzdura kompletna tak jak inne plotki rozsiewane przez nieżyczliwe nam osoby. Na przykład, że syn gra słabo, bo zamiast trenować baluje, albo, że ma kryzys, bo go dziewczyna rzuciła.
AJ: - Wiemy o jakich problemach osobistych syn mówił, ale nie chcemy na ten temat rozmawiać.
- Eksperci podkreślają często, że Jurek potrzebuje mentora. Kogoś takiego jak Ivan Lendl.
JJ: - Ale my bardzo byśmy chcieli, żeby Jurek mógł pracował z Lendlem czy z McEnroe. Tyle, że to są bardzo duże koszty, miliony. Zresztą to nie pieniądze są tu największym problemem.
AJ: - Jerzyk nie chce wyjeżdżać z kraju. Jest bardzo związany z Polską i Łodzią, w której ma świetne warunki do treningu. A czy taki Lendl zechce przyjechać do Łodzi? Dostajemy dużo propozycji pracy z różnymi trenerami, ale wszystko rozbija się o to, że syn musiałby wyjechać na stałe do USA czy Monte Carlo. Obecnie dobrze dogaduje się ze swoim trenerem (Kim Tiilikainen - przyp. red.), wiec nie zamierzamy nic zmieniać.
- A skąd wzięły się te podwójne błędy serwisowe? Na Wimbledonie popełnił ich aż 47 w trzech meczach. W tej statystyce znokautował konkurencję.
JJ: - To przez ten łokieć. Podświadomie boi się bólu i nie nadaje piłce takiej rotacji jak zwykle. Choć to tylko nasza teoria.
AJ: - Proszę mi wierzyć, że my z nim na takie tematy nie rozmawiamy. W domu muszą być same pozytywy. Nie ma tak, że mówimy: "Jurek, a może ty tak źle serwujesz, bo cię łokieć boli". Rozmawialiśmy z psychologiem, żeby się dowiedzieć, jak my, rodzice profesjonalnego tenisisty, powinniśmy się zachowywać, gdy syn przyjeżdża po porażce. Poradził nam, że jeżeli on sam nie będzie chciał rozmawiać, to absolutnie nie powinniśmy na nim tego wymuszać. Czasami tak jest, że syn ma potrzebę żeby o meczach pogadać. Od niego to wychodzi. Są tenisiści, którzy zaraz po porażce jeszcze w szatni muszą całe spotkanie z trenerem przedyskutować. Jurek taki nie jest. Bardzo przeżywa porażki, ale te emocje na początku dusi w sobie. Potem często ogląda w internecie te mecze, analizuje je.
Zobacz: Bajeczny ślub Novaka Djokovicia na bajkowej wyspie. Korespondencja
- Po porażce z Tommym Robredo na Wimbledonie dał wyraźnie do zrozumienia, że nie ma ochoty rozmawiać z mediami.
AJ: - Myślę, że on się bardzo zawiódł na dziennikarzach po tej konferencji prasowej po Pucharze Davisa. Ataki na niego były strasznie ostre, jakby jakąś zbrodnię popełnił.
JJ: - Dlatego teraz woli mówić jak najmniej. Boi się, że znów zostanie źle zrozumiany.
AJ: - Jurek doskonale czuje, którzy dziennikarze są mu przychylni a którzy nie. Jeżeli syn po przegranym meczu z Robredo na Wimbledonie słyszy pytanie, czy przeszkadzały mu zapadające ciemności, gdy wszyscy wiedzą, że ma astygmatyzm, gra z soczewkami i gorzej widzi, kiedy jest ciemno, to co on ma odpowiedzieć? Co ma powiedzieć, kiedy dostaje pytanie, czy przeszkodziło mu to, że nagle, gdy myślał, że przez padający deszcz już tego dnia nie zagra, został wezwany wieczorem na kort i walczył z Robredo nierozgrzany? Przecież wiadomo, że mu to przeszkodziło. On te pytania odebrał jak dręczenie przeżywającego porażkę zawodnika. Ostatnio w jednym z artykułów na nasz temat czytałam, że byłam koszykarką, a jednym z pierwszych trenerów Jurka był pan Jan Walkow. Jak oceniać rzetelność tego dziennikarza, skoro obie informacje są nieprawdziwe? A propos, byłam siatkarką.
- Jurek powiedział raz, że zależy mu bardzo na kibicach, a na dziennikarzach wcale. Ale przecież nie można tych dwóch rzeczy rozdzielać...
AJ: - Tak i on to doskonale rozumie. Wie, że jeśli redaktorzy negatywnie o nim piszą, to do kibiców ten zły obraz dociera. Myślę, że Jurek ma żal też o to, że jeśli przegrywa, media nakręcają negatywną atmosferę. Zamiast informacji o porażce i rzetelnej analizy, padają takie hasła jak "blamaż", "klęska", "wtopa"...
Zobacz: Agnieszka Radwańska broni Jerzego Janowicza. Uważa, że miał rację
- To samo mówiła ostatnio Agnieszka Radwańska, broniąc Jurka.
AJ: - No właśnie. Agnieszka teraz już nauczyła się kontaktów z mediami. Jurka niektóre rzeczy jeszcze zaskakują. Sytuacja się zaogniła przez tę konferencję na Pucharze Davisa. Wcześniej syn miał przecież dobre relacje z dziennikarzami, z wieloma wciąż ma dobre. Myślę, że on martwi się tym, że to tak daleko zabrnęło. Jedno chcę podkreślić: Nie chcemy iść na wojnę z mediami i syn też tego nie chce. Taka wojna nie ma żadnego sensu.
- Ludzie różnie odbierają to, że ojciec Jurka jest równocześnie wiceprezesem Polskiego Związku Tenisowego. Słychać głosy, że jest w związku po to, żeby wyciągnąć korzyści dla syna...
AJ: - Tylko jakie korzyści? Co my możemy dla Jurka w PZT wyciągnąć? Syn potrzebuje teraz tylko zdrowia, spokoju i nic więcej. Chcieliśmy się swoją wiedzą podzielić z innymi, bo tę drogę żeśmy już przeszli. Mamy coś więcej niż doświadczenia działacza czy kierownika.
JJ: - Wiemy, co trzeba zrobić, żeby dzieci, które mają szansę zostać następcami Agnieszki, Jurka czy Łukasza Kubota, miały łatwiejszą drogę, jak dobierać treningi, turnieje. Ja ze związku nie mam ani złotówki. Pracuję za darmo, nie mam służbowego telefonu, na obrady czy zawody dojeżdżam za swoje. Teraz już nas na to stać, a wolę, żeby te pieniądze trafiły do dzieci. W łódzkim związku zaoszczędziłem w porównaniu z poprzednimi władzami 20 tysięcy złotych w ciągu roku. Dzięki temu więcej poszło na najmłodszych tenisistów.
- A dlaczego w łódzkim PZT pojawili się funkcjonariusze CBA? Trwa kontrola.
JJ: - Cieszę się, że CBA przyszło. Będzie mogło zobaczyć, jak się wzorowo prowadzi związek. A mówiąc serio, to kontrolą jestem zaskoczony. To efekt donosów pewnej pani, która jest z nami w konflikcie. Jednak dobrze się stało, bo wszystkie wątpliwości zostaną wyjaśnione. Nie mamy nic do ukrycia. Najbardziej nas boli to, że cierpią dzieci, bo na czas kontroli wszystkie dofinansowania zostały wstrzymane.
Zobacz: Agnieszka Radwańska w czołówce najlepiej zarabiających tenisistek. Która zarabia najwięcej?
- A propos dofinansowania. Kiedy Jurek skrytykował politykę państwa względem sportowców, minister sportu Andrzej Biernat wyzłośliwiał się, że Janowicz jest strasznym niewdzięcznikiem, bo gdyby policzyć wszystkie pieniądze, które dostał od państwa, zebrałaby się pokaźna kwota.
JJ: - Pieniądze, o których pan minister mówił, to kropla w morzu potrzeb. A wszystkie, które syn dostał od państwa, oddał i to z nawiązką, płacąc podatki. Mógł przecież wzorem innych tenisowych gwiazd wyjechać do podatkowego raju w Monte Carlo i tam się rozliczać. Ale tego nie chce zrobić, bo jest patriotą.
AJ: - Na przykład w Australian Open można zapłacić podatek w Australii, albo zsumować koszty i w ten sposób rozliczyć się w ojczyźnie. Jurek tak zrobił. Po co ma ten podatek zostawić za granicą skoro może go zapłacić w Polsce? Może część z tych pieniędzy dostaną młodzi tenisiści.
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail