Mauricio: Piłka pomogła mi wyrwać się z faweli

2018-03-10 9:00

Mauricio (29 l.), brazylijski obrońca Legii, ma nie tylko bogate CV piłkarskie (Palmeiras, Sporting Lizbona, Lazio, Spartak Moskwa), ale za sobą trudne dzieciństwo. - Wychowałem się w faweli, a to nie jest łatwe miejsce do życia. Wielu moich kolegów z dzieciństwa już nie żyje. Ale piłka i twarde wychowanie mamy pomogło mi pozostać na dobrej drodze - mówi nowy nabytek mistrza Polski.

Super Express”: - Kibice Legii czekają na twój debiut. Jesteś gotowy do gry?

Mauricio: - Kiedy tylko trener zadecyduje, będę gotowy. Przez ostatnie miesiące nie grałem w Lazio, ale trenowałem z drużyną. Brakuje mi rytmu meczowego, jednak jestem doświadczony, to mi pomoże w szybkim wejściu do drużyny. W ostatnim tygodniu ciężko trenowałem i czekam na szansę.

- Droga wielu brazylijskich piłkarzy prowadziła z biednych dzielnic na szczyt. A jaka była twoja?

- Ja też wychowałem się w faweli, ale nie wstydzę się tego, ba, jestem z tego dumny! Tam nauczyłem się życia. Nie jest łatwo wyrwać się z takiego miejsca. W faweli masz wybór: albo świat przestępczy, albo próba ucieczki w normalny świat. Na 100 osób, 95 wybiera to pierwsze wyjście. Wielu moich kolegów z dzieciństwa już nie żyje… Mnie w pewnym sensie uratowała piłka. I matka, która gdy trzeba było, nie szczędziła lania mnie i braciom. Futbol i twarde wychowanie pomogły mi uniknąć tej złej drogi. W szkole codziennie spotykałem zło.

- A nie boisz się teraz o swoich bliskich? W Brazylii zdarzają się przecież porwania rodzin piłkarzy dla okupu…

- Dzięki Bogu z faweli udało mi się wyciągnąć również moją rodzinę, która mieszka niedaleko mnie. Jestem teraz dojrzałym człowiekiem, staram się być blisko Boga, jemu ufam. Wierzę, że uchroni mnie i moich bliskich przed złem.

- Fawela to już przeszłość. Przejdźmy do piłki.  Czego oczekujesz po grze w Legii?

- Chcę się tu odbudować, zdobywać tu tytuły. W Lazio ostatnio nie byłem szczęśliwy, a w Legii jestem. Choć niewiele brakowało, a grałbym teraz nie w Warszawie, a w Chinach. Już miałem tam lecieć, ale ostatecznie mój klub nie dogadał się z Chińczykami i sprawa upadła. Moje pierwsze wrażenia z Legii i Warszawy są bardzo pozytywne. Generalnie szybko aklimatyzuję się w nowych miejscach i tu pewnie będzie tak samo. Zostałem bardzo dobrze przyjęty przez działaczy i kolegów z zespołu. Bardzo mi pomaga też to, że dzięki Adamowi Mieszkowskiemu, który pracuje w Legii i biegle mówi po portugalsku, mogę swobodnie porozumiewać się w swoim języku.

- A inne języki znasz?

- Właśnie zacząłem się uczyć angielskiego. Kiedy poinformowałem o tym moich przyjaciół i znajomych, dostałem mnóstwo odpowiedzi z tym samym słowem: „nareszcie”! (śmiech).

- Co wiedziałeś o Legii zanim tu przyszedłeś? Pierwsze skojarzenie?

- Kibice. Widziałem w Internecie ich sposób dopingu, ich zachowanie w trakcie meczu. Jeśli mówi się, że fani to dwunasty zawodnik danego zespołu, to w Legii to hasło jest w stu procentach prawdziwe.

- Coś jeszcze wiedziałeś o klubie?

- Rozmawiałem z działaczami Lazio, którzy mają dobre kontakty z Legią. I oni bardzo mi zachwalali ten klub, mówili, że to ambitny projekt, że warto, abym tu przyszedł. No i jestem. Przed przyjściem sprawdzałem jeszcze… szkoły, bo chcę, aby w najbliższym czasie dołączyła do mnie moja rodzina.

- Kibice Legii znają twoje CV, ale gdybyś miał się „przedstawić” tutejszym fanom twoim najlepszym meczem w karierze to który byś wybrał?

- Może półfinał Pucharu Portugalii, Sporting – Benfica. Przegrywaliśmy 0:2, potem było 2:2, następnie 3:3, ja strzeliłem wtedy jedną z bramek. Niestety, w ostatniej minucie dogrywki nasz bramkarz popełnił koszmarny błąd i przegraliśmy 3:4. Ale pokazałem się wtedy z na tyle dobrej strony, że zainteresował się mną Manchester United.

- Manchester United?!

- Tak, ale sprawa upadła, bo nie miałem na koncie żadnych występów w reprezentacji kraju, a jak wiadomo, to był jeden z warunków, żeby uzyskać pozwolenie na pracę na Wyspach.

- Zanim trafiłeś do Sportingu, grałeś w Palmeiras. I tam doszło do niecodziennego incydentu: w przerwie meczu pobiłeś się z kolegą z drużyny, obaj dostaliście po czerwonej kartce, Palmeiras kończył mecz w dziewiątkę…

- Tak było, ale to stara historia, dziś jestem zupełnie innym człowiekiem. Wtedy byłem najmłodszy w zespole, to były moje pierwsze kroki w dorosłej piłce… Chwilę przed przerwą straciliśmy bramkę, kolega miał pretensje do mnie, ale tak naprawdę to nie ja zawaliłem przy tamtym golu. Doszło do szarpaniny, jednak między nami dalszego ciągu nie było. Jesteśmy dobrymi kolegami.

- Ale klub wyciągnął surowe konsekwencje…

- Kolega musiał odejść z klubu, a ja byłem wypożyczany, bo miałem długi kontrakt. Dobrze pokazałem się w Recife i dzięki temu poszedłem do Sportingu Lizbona. A następnie do Lazio.

- A nie żałujesz tego transferu do Lazio? Początek był dobry, ale potem straciłeś miejsce w składzie...

- Miałem wtedy dwie oferty: z Lazio i Olympique Marsylia. W moim odczuciu liga włoska była wtedy lepsza od francuskiej, więc postawiłem na Lazio. I nie żałuję, bo dużo się tam nauczyłem, choćby pod względem taktyki.

- Dlaczego po bardzo dobrym początku zaczęło ci iść tam kiepsko?

- Początek miałem rzeczywiście dobry, rozumiałem się dobrze z moim partnerem z obrony. Potem on doznał kontuzji, a ja w pewnym momencie zacząłem mieć problemy osobiste. Chodziło o mojego ojca, ale o szczegółach nie chcę mówić, to już za nami. Przez te problemy grałem słabiej, nie ma co ukrywać. Inny czynnik, który mi nie pomógł, to „upadek” świetnej oferty, również pod względem finansowym, jaką miałem z Schalke 04. Lazio mnie wtedy nie puściło, trochę się tym podłamałem. To było przed moim wypożyczeniem do Spartaka. Po powrocie z Moskwy liczyłem na kolejną szansę w Lazio, ale szybko wyczułem, że jej nie dostanę. W trakcie mojego pobytu w Lazio bywało i tak, że klub miał ośmiu obrońców!  Tak więc tych powodów było co najmniej kilka… Ale, jak mówię, nie żałuję pobytu w tym klubie.

- A jak oceniasz czas spędzony w Spartaku? Zostałeś mistrzem Rosji, ale w pewnym momencie też straciłeś tam miejsce w składzie…

- Najpierw zagrałem piętnaście meczów z rzędu, ale potem przydarzyła mi się kontuzja i pauzowałem około 20 dni. W międzyczasie Spartak zaczął wszystko wygrywać, więc ciężko było wrócić do składu. Ale z wszystkimi miałem tam dobre relacje. Kibice, działacze… Spartak chciał mnie wykupić, tyle że… Mieli czas do lutego i wtedy kosztowałbym 3 miliony euro, bo tak było wpisane w umowie. Spartak nie wykonał tego ruchu na czas, potem zdobyliśmy mistrzostwo, Rosjanie chcieli wrócić do rozmów, ale wtedy Lazio chciało już 6 milionów. I sprawa upadła.

- A jak świętowałeś mistrzostwo Rosji? Przekonałeś się jak Słowianie potrafią się bawić?

- Pamiętam przede wszystkim zachowanie naszych kibiców na stadionie. Telefony komórkowe fruwały wszędzie, nikt się nie przejmował nimi, dla fanów najważniejsze było, że zostaliśmy mistrzami… Było ciekawie.

- Jesteś środkowym obrońcą. Jacy są najlepsi napastnicy przeciw którym grałeś?

- Higuain, ale przede wszystkim Ronaldo, ten nasz, brazylijski… Jak wiadomo, Ronaldo kończył karierę w Brazylii i miałem okazję się z nim zmierzyć. Ja w Palmeiras, on w Corinthians. Było 2:2, on strzelił dwa gole, a ja jednego, za to mojego pierwszego w profesjonalnej piłce!  Ale mam fajną historię z Diego Costą. Grałem przeciw niemu w Lidze Mistrzów, Sporting - Chelsea. Okazało się, że jego mama jest… naszą sąsiadką w Brazylii. Miło nam się rozmawiało, ale na boisku nie było zmiłuj. W pierwszym meczu Costa złamał mi nos w dwóch miejscach. Przeprosił, dał koszulkę, a potem był rewanż. W trakcie meczu walczyliśmy na całego.  On mi z pięści, ja jemu. Gdy ja leżałem, on mnie deptał. Gdy on był na ziemi, ja przechodziłem po nim. Było ostro, bo Costa na boisku to potwór. Ale poza boiskiem to zupełnie inny człowiek.  Po meczu znów byliśmy jak przyjaciele, klepał mnie po plecach i mówił, że jestem super.

- W polskiej lidze też ostrej, fizycznej walki nie brakuje…

- Dam sobie radę, ułomkiem nie jestem. W Portugalii nazywano mnie „szeryf”, bo dzięki temu, że nie było bariery językowej mogłem dyrygować kolegami.  A we Włoszech „mur”, bo nie przepuszczałem napastników. Mam nadzieję, że w Polsce będzie tak samo.

- Do Legii jesteś tylko wypożyczony, polski klub nie ma prawa pierwokupu. Czy to nie będzie bardzo krótki pobyt w Polsce?
- Szczerze mówiąc, nie wiem jakie plany ma wobec mnie Lazio. Wiem jedno: rzymianie chcą, abym teraz regularnie grał w Legii. A czy potem będą chcieli odzyskać pieniądze, które zapłacili za mnie Sportingowi, czy coś innego się wydarzy, tego jeszcze nie wiemy. Ja widzę dwa wyjścia: pokażę się tu i albo pójdę do innego dobrego klubu, albo, jeśli obie strony będą tego chciały, to zostanę w Legii i będę pomagał pisać historię tego klubu.

Przeczytaj też: Gwiazdor Legii Warszawa ZDYSKWALIFIKOWANY za brutalny faul

Nasi Partnerzy polecają

Najnowsze