- O rany, jakże to? Przecież on zawsze otoczony był aureolą nietykalności, piłkarskiej nieśmiertelności… - kiedy w poniedziałkowy wieczór zadzwoniliśmy do Antoniego Szymanowskiego, był wyraźnie wstrząśnięty wiadomością o śmierci „Cesarza”. Jeden z najlepszych obrońców w historii polskiej piłki, obecny w Złotej Jedenastce stworzonej na 100-lecie PZPN, nie krył, że niemiecki stoper bywał wzorem dla wielu młodych piłkarzy, wchodzących dopiero w wielki futbol.
- Jego sława przebijała nawet żelazną kurtynę! – mówi Szymanowski. - Nie było Internetu, mecze zachodnich drużyn z rzadka trafiały do polskiej telewizji, a jednak jego nazwisko było nam doskonale znane – dodaje. I przypomina historię z mundialu w Meksyku w 1970 roku, z półfinałowego meczu z Włochami.
- W końcówce regulaminowego czasu gry i przez całą dogrywkę grał wtedy z ręką na temblaku! - pan Antoni do dziś ma ten obraz przez oczami. To był wynik urazu barku, jakiego Beckenbauer doznał w jednym ze starć. A że Niemcy wykorzystali już wcześniej limit zmian, „Cesarz” musiał zostać na boisku. I grał przez prawie godzinę, mimo dojmującego bólu!
Ta sytuacja była incydentalna, ale budowała legendę wielkiego gracza. Budowały ją jednak także – a może przede wszystkim – dziesiątki i setki innych spotkań. - Był chyba pierwszym środkowym obrońcą, pierwszym libero, grającym w ten sposób: doskonale potrafił wyczuć moment, w którym może pójść z piłką do przodu, zrobić przewagę liczebną w akcji ofensywnej swego zespołu – analizuje nasz rozmówca. - To właśnie taki sposób gry i takie zagrania czyniły go „Cesarzem”! - zaznacza Szymanowski.
- Był w tego typu zachowaniach prawdziwym mistrzem, bo do tych szarż dokładał jeszcze dokładne co do centymetra podania do partnerów – dopowiada legendarny reprezentant Biało-Czerwonych. - Wraz z Włochem Giacinto Facchettim, bocznym obrońcą, był dla naszego pokolenia wzorem ofensywnej gry defensorów; nośnikiem nowoczesności w piłce – podkreśla. Te wzory trafiały na podatny grunt również w Polsce.
- Kiedy w Wiśle albo w reprezentacji przychodziło mi występować na pozycji stopera, próbowałem naśladować styl gry „Cesarza” – przyznaje Antoni Szymanowski. I jak wielu znakomitych polskich graczy lat 70. zastanawia się, gdzie mógłby zajść w piłkarskim świecie, gdyby nie ówczesny zakaz wyjazdów zagranicznych obowiązujący w krajach bloku wschodniego. - Nie dane nam było rozwijać się w klubach zachodnich… - wzdycha. - A ja przecież szybkością na pewno nie ustępowałem Beckenbauerowi; może nawet byłem w tym ciut lepszy od niego…
Niemiecki libero dwukrotnie w swej karierze sięgał po „Złotą Piłkę”. To było dość niezwykłe wydarzenie w środowisku, w którym laureatami nagród i zaszczytów bywają przede wszystkim napastnicy. - „Cesarza” ceniono jednak na równi z najlepszymi snajperami. Nigdy nie porównywano go na przykład z Gerdem Müllerem; każdy z nich miał swoją robotę do wykonania i każdy robił to świetnie. A fakt, że to właśnie Beckenbauer, otoczony wieloma wybitnymi postaciami, nosił opaskę kapitańską w reprezentacji Niemiec, dobitnie świadczy o jego klasie o osobowości – podsumowuje Antoni Szymanowski.