"SE": - Sebastian Boenisch, który też gra w Bayerze Leverkusen, obiecał na naszych łamach, że pomoże ci w aklimatyzacji, że już na pierwszym zgrupowaniu będziesz z nim mieszkał w pokoju...
Arkadiusz Milik: - Jeśli Sebastian tak powiedział, to jestem szczęśliwy. Uczę się niemieckiego, jednak nie znam go na tyle, aby się porozumiewać. Pomoc Sebastiana będzie więc zbawienna.
- Ile naprawdę miałeś ofert?
- Konkretnych propozycji miałem pięć. Poza Bayerem w Niemczech chciał mnie też VfB Stuttgart, ale były również zespoły z innych krajów. Jestem jednak przekonany, że dobrze wybrałem.
- Kiedy podjąłeś ostateczną decyzję o wyjeździe?
- Po moim ostatnim meczu w tej rundzie, z Wisłą Kraków. Wtedy doszedłem do wniosku, że czas podjąć nowe wyzwanie. Szkoda tylko, że moim ostatnim zagraniem w lidze polskiej był faul i czerwona kartka. Tak mnie ludzie zapamiętają (śmiech).
- Nie wyjeżdżasz za wcześnie? Mateusz Klich też był młody zdolny, ale przepadł w Wolfsburgu.
- Myślę, że Mateusz wybrał zły klub dla siebie. Nie poszło również Kubie Świerczokowi, który zagrał sześć meczów w Kaiserslautern i wrócił do Polski. Ja myślę jednak pozytywnie, bardziej patrzę na Lewandowskiego, Błaszczykowskiego, Piszczka. Chcę pójść tą samą drogą co oni.
- To prawda, że Bayer zaprosił do Leverkusen nawet twoich rodziców, aby przekonali się, że dobrze wybierasz?
- Tak, to prawda. Rodzice byli tam dwa razy. Byli tak jak ja pod wrażeniem tego wszystkiego. Nie mam zamiaru narzekać na to, co mamy w kraju, jednak przepaść wciąż jest olbrzymia. Bayer to jakby inny świat.
- Masz dopiero 18 lat. Dzięki temu transferowi zarobisz gigantyczne pieniądze, milion euro rocznie. Nie zwariujesz od tego?
- Staram się to sobie w głowie jak najlepiej poukładać. Wszystko toczy się bardzo szybko. Jeszcze niedawno byłem piłkarzem Rozwoju Katowice, biegałem po trzecioligowych boiskach, a teraz jadę grać z czołowymi piłkarzami świata. To ogromny skok, ale zachowam zdrowe podejście.
- Mamy święta, a ty jesteś jak Święty Mikołaj. Dzięki temu transferowi Górnik spłaci długi, a Rozwój Katowice może spokojnie funkcjonować przez dwa lata
- (śmiech). Świętym Mikołajem nie jestem, nie żądam od nikogo wdzięczności. Ale fajnie, że pomogłem dwóm klubom, w których dano mi szansę. Pomaganie to przecież fajna rzecz.