"Super Express": - Jesteś już ponad pół roku w Hamburgu. Jak się czujesz?
Artiom Rudniew: - Bardzo dobrze, już się zaaklimatyzowałem, zdobywam gole, więc nie mogę narzekać. A co najważniejsze, są tu ze mną żona Santa i córeczka Arina. W Poznaniu było z tym różnie.
- Ale jak słyszę, po polsku mówisz ciągle płynnie. Z niemieckim też dobrze ci idzie?
- O nie! Mam dwie lekcje tygodniowo, ale niemiecki jest dla mnie znacznie trudniejszy. To chyba jedyne moje zmartwienie tutaj.
- W sobotę HSV gra z Borussią Dortmund. To będzie starcie dwóch królów strzelców z Poznania: ciebie i Lewandowskiego.
- Rzeczywiście. Lewandowski jest jednak na zupełnie innym etapie kariery, wszyscy go w Niemczech doceniają. Wiem, że on w pierwszym sezonie w Bundeslidze strzelił osiem goli, czyli tyle, ile ja już teraz mam na koncie. Mam wielką ochotę pobić jego osiągnięcie. Najlepiej właśnie w meczu z Borussią.
- Oprócz Poznania łączy was coś jeszcze - słabsze występy w kadrze. Skąd się to bierze?
- Dobre pytanie, ale akurat na nie nie znam odpowiedzi.
- Kiedyś powiedziałeś nam, że zdobędziesz tytuł króla strzelców Ekstraklasy dla córki i... zdobyłeś. Może powinieneś się postarać o drugie dziecko i sięgnąć po tytuł króla strzelców także w Niemczech?
- A wiesz, że naprawdę rozmawiamy z żoną o drugim dziecku? Kocham dzieci i chcę ich mieć więcej. Może się jednak zdarzyć, że szybciej będę królem strzelców Bundesligi niż tatą drugiego dziecka (śmiech).
- Nawet jeśli wygracie z Borussią, HSV wciąż będzie w środku tabeli. Nie martwi cię to?
- Z jednej strony martwi, a z drugiej... cieszy. Przecież HSV przed rokiem bił się o utrzymanie. A teraz doszli nowi zawodnicy i powoli dołączamy do grona najlepszych.