"Super Express": - Skąd ten powrót wysokiej formy?
Eugen Polanski: - Bo wszystko się układa w rodzinie. Urodził nam się syn Milian. Jest zdrowy, dużo śpi, po nocach trochę marudzi, ale żona się nim opiekuje. Nie muszę więc wstawać w nocy, dzięki temu jestem wypoczęty, mogę skoncentrować się na treningach i grze w piłkę. Jesteśmy jako rodzina zdrowi i bardzo szczęśliwi. A baliśmy się, bo kiedy żona była w ostatnich tygodniach ciąży, lekarze obawiali się powikłań. Właśnie dlatego opuściłem zgrupowanie kadry. Na szczęście wszystko skończyło się pomyślnie, ja zagrałem z Anglią, a wkrótce potem urodził się syn.
- Zrobisz kołyskę dla niego po strzelonym golu, jest taki zwyczaj na niemieckich boiskach?
- Tak, ale chyba nie tak popularny jak w Polsce. Postaram się strzelić tego gola i dołączyć go do prezentu na Gwiazdkę dla Miliana.
- Po meczu z Borussią rozmawiałeś z Robertem Lewandowskim.
- Tak, pogratulowałem jemu, Piszczkowi i Kubie świetnych występów. Na pewno robią dobrą reklamę polskiej piłce.
- Zmieniają przy okazji stereotypowe opinie o Polakach?
- W jakimś małym procencie na pewno tak. Niemniej pewne stereotypy, jak ten o złodziejach samochodów z Polski, pozostają. Potrzeba dużo czasu, żeby zniknęły. Marzę o tym, żeby tak się stało. Ale większość Niemców wie, że to nie jest prawdziwa opinia o Polakach. W każdym społeczeństwie są ludzie źli i dobrzy, a samochodów nie kradną tylko Polacy.
- Miałeś w Niemczech jakieś nieprzyjemności z tego powodu, że urodziłeś się w Polsce?
- Może kiedyś w szkole, ktoś mi próbował dokuczyć z tego powodu. Ale od dziecka byłem silny psychicznie.