- Nigdy nie wątpiłem w swoje umiejetności i mój trener Thomas Tuchel chyba też nie, skoro mi zaufał - mówi Super Expressowi Piszczek. - Kiedy jestem zdrowy i przepracowałem cały okres przygotowawczy, to mogę rywalizować z każdym o miejsce w składzie.
"Super Express": - To skąd był ten gorszy okres jesienią dla ciebie, bo nie wszystko jest jasne?
Łukasz Piszczek: - Na początku sezonu podczas treningu niefortunnie zablokowałem strzał kolegi i przekrzywiło mi biodro i nogę, wskutek czego powstało zapalenie. Straciłem miejsce w składzie Borussii na rzecz Matthiasa Gintera i nie dziwię się temu, bo trener wolał postawić na piłkarza, który był w rytmie meczowym i grał bardzo dobrze. Ja dochodziłem do siebie, dostawałem szansę w meczach Ligi Europejskiej. Po meczach kadry, w których zagrałem dobrze, poczułem się lepiej i trener Tuchel zaczął na mnie stawiać w lidze.
- Gdy siedziałeś na ławie, to nie miałeś obaw, że to może być twój koniec w Borussii, tym bardziej, że Ginter to kandydat do miejsca w reprezentacji Niemiec?
- To były spekulacje mediów, a niektórzy dziennikarze wręcz sugerowali mi, że powinienem zmienić klub. Ale to ja wiedziałem, co jest dla mnie dobre, a co nie. Trener powtarzał mi, że mam ciężko trenować, a na pewno dostanę szansę w meczach Bundesligi.
- No i ją wykorzystałeś, skoro Borussia przedłużyła z Toba kontrakt, i teraz obowiązuje do 2018 roku.
- Stało się to jakiś czas temu, a klub ogłosił to niedawno. Jestem zadowolony, że zostanę w Borussii na dłużej.
- Rywalizacja w Bundeslidze wygląda na rozstrzygniętą na rzecz Bayernu. Więcej emocji może być w walce o króla strzelców. Obu kandydatów znasz doskonale, Robert Lewandowski czy Pierre-Emerick Aubameyang?
- Do końca sezonu jeszcze daleko, więc różnica 1 gola na korzyść Aubameyanga nie ma znaczenia. Szanse obu są takie same.