"Super Express": - Pana babcia Halina Leśnodorska 22 grudnia kończyła 100 lat. Kibicuje Legii?
Bogusław Leśnodorski: - Babcia jest zdecydowanie bliżej historii i sztuki niż sportu. Nie jest kibicem. Był kiedyś taki moment, że przez kilka miesięcy u niej mieszkałem i wtedy doszła do wniosku, że musi mieć o czym ze mną rozmawiać, więc zaczęła czytać prasę sportową. Nie miała wyjścia, bo nie bardzo chciałem konwersować na przykład o nowej wystawie w Zachęcie. A teraz jak Legia zagra słabszy mecz, babcia jest zdziwiona i pyta, jak to jest możliwe.
- Stulecie klubu obfitowało w mnóstwo wydarzeń. Do którego z nich będzie pan najczęściej wracał pamięcią?
- Mistrzostwo i Puchar Polski, awans do Ligi Mistrzów, powrót Jacka Magiery, remis z Realem, wygrana ze Sportingiem. A tak po ludzku, to zapamiętam dzień, w którym wrócił Miro Radović. Darzę go wielką sympatią. Pojawiło się wiele krytyki, że nie gra, że stary i gruby. Ale my obaj wierzyliśmy, że będzie bardzo ważnym elementem drużyny. Było wiele fajnych momentów, jak ten, gdy Arek Malarz z kumpla "Żewłaka" stał się ulubieńcem trybun, oraz jak po raz kolejny podniósł się Kuba Rzeźniczak.
- Ile Legia zarobiła na Lidze Mistrzów i awansie do Ligi Europy?
- Trudno to policzyć, bo wpływy obarczone są kosztami. W piłce nieważne jest, ile się zarabia, tylko ile się wydaje. Można jednak założyć, że w 2017 roku będziemy mieli budżet wysokości 250 milionów złotych.
- Vadis Odjidja-Ofoe szybko został najlepszym piłkarzem w Ekstraklasie. Jakich argumentów użyliście, żeby namówić go na transfer do Legii?
- Wielką pracę wykonali Michał Żewłakow i Dominik Ebebenge. Vadis przyjechał, pobył w Warszawie kilka dni, zobaczył, jak to wszystko wygląda i podjął decyzję, że chce grać w Legii. Dotąd funkcjonował w innych realiach finansowych i decydując się na grę u nas, musiał podjąć drastyczną decyzję dotyczącą zarobków.
- Cieniem na świetny rok kładzie się tylko niewypał, jakim było zatrudnienie Besnika Hasiego.
- Ale na jego obecności w Legii bardzo dużo zarobiliśmy. A on u nas wiele się nauczył. Myślę, że teraz jest lepszym trenerem i człowiekiem. Kryzys nie był jego winą, ale trochę zlekceważyliśmy fakt, że człowiek, który przez całe trenerskie życie był związany z jednym klubem - Anderlechtem, może się nie odnaleźć w innym środowisku.
- Ilu zawodników dojdzie do Legii zimą?
- Trzech, może czterech. Nazwisk z oczywistych powodów nie zdradzę.
- W jaki sposób klub zamierza pomóc Tomaszowi Jodłowcowi w jego problemach z hazardem?
- Obciążenia, które ten chłopak w ostatnim czasie wziął na klatę, niejednego zwaliłyby z nóg! Przez trzy lata ciągnął drużynę, wystąpił we wszystkich meczach, bez dnia urlopu. Nie da się grać 60-70 spotkań, z których każde jest traktowane jako najważniejsze w roku. Do wszystkich rewelacji o Tomku podchodzę z dystansem, bo z doświadczenia wiem, że poziom niesprawdzonych informacji jest w piłce ogromny.
- Prowadzicie rozmowy z inwestorami zainteresowanymi akcjami klubu?
- Potencjał Legii, jej marka, zaplecze, ludzie, którzy tu pracują, ostatnie sukcesy - to wszystko sprawia, że jest bardzo duże zainteresowanie Legią.
- Podzielił się pan opłatkiem z Dariuszem Mioduskim? Na jakim etapie jest kwestia rozwiązania sporu pomiędzy właścicielami Legii?
- Chętnie bym się podzielił, ale nie miałem okazji, bo Darek wyjechał. Rozmawiamy. Wierzę, że w najbliższych miesiącach sprawa zostanie zamknięta. Dla mnie najważniejsze jest dobro klubu. Osobiste ambicje trzeba schować do kieszeni.