Widać, że Boninowie boks mają we krwi. Tomasz Bonin (36 l.) jest znanym pięściarzem wagi ciężkiej, natomiast jego kuzyn Grzegorz w najważniejszym meczu kolejki zaimponował niezwykłą wytrzymałością na ciosy.
Jego zderzenie z Markiem Zieńczukiem (30 l.) w walce o górną piłkę wyglądało fatalnie. Obyło się wprawdzie bez nokautu, ale piłkarz Korony wyglądał po meczu jak bokser po morderczym 12-rundowym pojedynku.
Pozostało mu jedno zdrowe oko
- Problemy z widzeniem miałem dlatego, że rozbiłem sobie łuk brwiowy - tłumaczy Bonin. - Na szczęście miałem jeszcze jedno zdrowe oko i mogłem bez przeszkód grać dalej. Moja kontuzja pokazuje jednak, jak twardy był to mecz. Szkoda, że ostatecznie tylko zremisowany - uważa pomocnik.
Zszokowany urazem kolegi z drużyny jest napastnik Korony Marcin Robak (26 l.), który liczył na celne dośrodkowania od Bonina.
- To wyglądało makabrycznie! Już podczas meczu oko mu napuchło, ale najgorzej było po jego zakończeniu. W szatni rozmawiałem z Grześkiem i zapytałem: "widzisz coś?". Odpowiedział, że oczywiście widzi, ale tylko na jedno oko - relacjonuje "Super Expressowi" Robak.
Ale śliwa!
Fatalna kontuzja Bonina przypomina Robakowi... ostatnią walkę Andrzeja Gołoty (40 l.) z Amerykaninem Mikiem Mollo (28 l.). Po zakończeniu zwycięskiego pojedynku w nowojorskiej Madison Square Garden oko polskiego boksera było potwornie napuchnięte.
- Widziałem w gazetach zdjęcia z tej walki i muszę przyznać, że po naszym meczu oko Bonina było w takim samym stanie jak u Gołoty. Przecież to była jedna wielka śliwa! - emocjonuje się "Robaczek". - Morderczy bój, ale cieszę się, że zakończony zdobyciem punktu. Szkoda tylko, że nie trzech.