Bonin walczył jak Gołota

2008-02-24 23:25

To się nazywa poświęcenie! Pomocnik Korony Grzegorz Bonin (25 l.) w hitowym meczu z Wisłą widział tylko na jedno oko, ale długo pozostawał na boisku, by pomóc kolegom zdobyć punkt.

Widać, że Boninowie boks mają we krwi. Tomasz Bonin (36 l.) jest znanym pięściarzem wagi ciężkiej, natomiast jego kuzyn Grzegorz w najważniejszym meczu kolejki zaimponował niezwykłą wytrzymałością na ciosy.

Jego zderzenie z Markiem Zieńczukiem (30 l.) w walce o górną piłkę wyglądało fatalnie. Obyło się wprawdzie bez nokautu, ale piłkarz Korony wyglądał po meczu jak bokser po morderczym 12-rundowym pojedynku.

Pozostało mu jedno zdrowe oko

- Problemy z widzeniem miałem dlatego, że rozbiłem sobie łuk brwiowy - tłumaczy Bonin. - Na szczęście miałem jeszcze jedno zdrowe oko i mogłem bez przeszkód grać dalej. Moja kontuzja pokazuje jednak, jak twardy był to mecz. Szkoda, że ostatecznie tylko zremisowany - uważa pomocnik.

Zszokowany urazem kolegi z drużyny jest napastnik Korony Marcin Robak (26 l.), który liczył na celne dośrodkowania od Bonina.

- To wyglądało makabrycznie! Już podczas meczu oko mu napuchło, ale najgorzej było po jego zakończeniu. W szatni rozmawiałem z Grześkiem i zapytałem: "widzisz coś?". Odpowiedział, że oczywiście widzi, ale tylko na jedno oko - relacjonuje "Super Expressowi" Robak.

Ale śliwa!

Fatalna kontuzja Bonina przypomina Robakowi... ostatnią walkę Andrzeja Gołoty (40 l.) z Amerykaninem Mikiem Mollo (28 l.). Po zakończeniu zwycięskiego pojedynku w nowojorskiej Madison Square Garden oko polskiego boksera było potwornie napuchnięte.

- Widziałem w gazetach zdjęcia z tej walki i muszę przyznać, że po naszym meczu oko Bonina było w takim samym stanie jak u Gołoty. Przecież to była jedna wielka śliwa! - emocjonuje się "Robaczek". - Morderczy bój, ale cieszę się, że zakończony zdobyciem punktu. Szkoda tylko, że nie trzech.

Najnowsze