Władysław Kłoczko

i

Autor: Dariusz Leśnikowski Władysław Kłoczko (1926-2024)

Kronikarz polonijnej pamięci

Bytomska Polonia w żałobie, nie żyje legendarna postać tego klubu. Jej życie to gotowy scenariusz na film

2024-02-12 11:43

Tę wiadomość bytomscy kibice w poniedziałkowy poranek przekazywali sobie z wielkim smutkiem i żalem w głosie. Odszedł Władysław Kłoczko († 97 l.) - człowiek, którego każdy bytomianin, który kiedykolwiek zetknął się ze sportem w tym mieście, znać musiał. Przedwojennych reprezentantów kraju widział na własne oczy na boisku. Z powojennymi kopał piłkę, a potem sam wynajdował na bytomskich placach i podwórkach kolejnych kadrowiczów.

Jego życie to gotowy scenariusz na film. Władysław Kłoczko urodził się we Lwowie – mieście, które nigdy nie doczekało się tytułu piłkarskiego mistrza Polski, ale w którym każdy dzieciak piłkę chciał kopać. Tak o tej miłości opowiadał: „Miałem 10 lat, kiedy na mecz z Pogonią przyjechał Ruch: z Wilimowskim, Peterkiem, Wodarzem”. Wiedziałem, że piłkarze z Hajduk przebierają się w sportowe stroje jeszcze w hotelu, a potem na boisko dojeżdżają taksówkami. Stanąłem więc przed wjazdem na obiekt, kiedy nadjechały samochody z rywalami, energicznie zacząłem machać rękami. „Na mecz? Wsiadaj!” – nawet nie wiem, który z zawodników Ruchu wciągnął mnie do taksówki, i kto jeszcze nią podróżował”.

Na ile starczało w tym czasie dzieciakowi grosików zebranych z kieszkonkowego, na tyle śledził ligowe mecze we Lwowie. Idolem był oczywiście Michał Matyas, a pierwszą prawdziwą skórzaną piłkę on - i kilkunastu jego kolegów po zrzutce – kupił w sklepie samego Wacława Kuchara.

Potem przyszła wojna, Lwów trafił najpierw pod okupację sowiecką, potem niemiecką. 2 lipca 1944, a więc krótko przed ponownym wkroczeniem Armii Radzieckiej, był Kłoczko widzem słynnego meczu przedwojennych polskich gwiazd ligowych (zgodę na ich grę wyraziło polskie podziemie) z drużyną zestawioną ze zmobilizowanych do służby wojskowej graczy niemieckich klubów. Mecz rozegrano na życzenie ówczesnego komendanta miasta, nazistowskiego zbrodniarza wojennego, Otto Gustava Wächtera.

Ekipa Spirydiona Albańskiego, wspomnianego Matyasa i Kazimierza Górskiego pokonała rywali 4:1, a sukces oklaskiwało siedem tysięcy lwowiaków. Kilkanaście miesięcy później niemal wszyscy siedzieli już w wagonach, wysyłanych do Polski przez nową sowiecką administtrację miasta… Był wśród nich i Kłoczko. Jego rodzinę Sowieci wywieźli na wschód, ojciec nigdy nie wrócił do domu.

Władysław Kłoczko

i

Autor: archiwum Władysława Kłoczki Władysław Kłoczko (1926-2024) jako żołnierz 2. Armii Wojska Polskiego

On sam, jako czołgista sformowanej w drugiej połowie 1944 roku 2. Armii Wojska Polskiego, do której zgłosił się na ochotnika, szlakiem bojowym doszedł aż pod Drezno. Tam jego wóz trafiony został pociskiem i spłonął, a pan Władysław na wiele miesięcy trafił do szpitala. Pogruchotane plecy i ręka zamknęły mu drogę do wielkiej piłki. W Bytomiu – trafił tu w lutym 1946 – kopał jednak futbolówkę najpierw w miejscowym Leśniku, potem w Sparcie Bobrek, m.in. u boku późniejszych reprezentantów i mistrzów Polski: Edmunda Kowala, Marcelego Strzykalskiego i Józefa Dymarczyka.

Generalnie nie mógł usiedzieć na miejscu. Angażował się w zakładanie sekcji hokejowej Polonii Bytom, której przez parę lat był kierownikiem. Potem zrobił papiery trenerskie w futbolu i przez ponad 40 lat (!) prowadził szkolenie trampkarzy w ekipie niebiesko-czerwonych. Był też niezwykłym „łowcą talentów”, który na bytomskich placach, podwórkach i ulicach odkrył wielu późniejszych ligowców, a nawet reprezentantów kraju.

Z niezwykłą pamięcią i darem opowiadania, był „kustoszem pamięci” nie tylko polonijnego futbolu, ale całego bytomskiego powojennego sportu. A przedwojenny proporczyk lwowskiej Pogoni wisiał przez dziesięciolecia na honorowym miejscu w jego bytomskim mieszkaniu…

Najnowsze