Danijel Ljuboja

i

Autor: Eastnews Danijel Ljuboja

Daniel Ljuboja: Nigdy nie stracę pewności siebie WYWIAD dla SE i Gwizdek24.pl

2013-03-24 13:00

W Legii po jednym czy dwóch słabszych meczach robi się nerwowo, moim zdaniem niepotrzebnie. Zachowując spokój, łatwiej wyjść z zakrętu. Ostatnie mecze wygraliśmy, sytuacja jest opanowana. Ja na ławkę? Nie zasłużyłem na to! - mówi nam Danijel Ljuboja (35 l.), najlepszy strzelec ligi.

"Super Express": - Dlaczego pierwsze mecze Legii w tej rundzie były tak nieudane?

Danijel Ljuboja: - W niektórych przypadkach nie pomagał nam stan muraw. To Legia prowadzi z reguły grę, a w trudnych warunkach nie zawsze się to udaje. Zaczynaliśmy rundę na wyjeździe, Korona dobrze się przygotowała. Nad remisem z Bełchatowem też bym nie rozpaczał, punkt to punkt. A brakowało nam wtedy Miro Radovicia. Potem wygrana na wyjeździe i zwycięstwo u siebie. Czyli sytuacja opanowana. W Legii, gdy nie idzie, brakuje spokoju, zaczyna się mowa o wielkim kryzysie. Niepotrzebnie.

- A nie martwiłeś się o formę? Nie straciłeś pewności siebie po kilku meczach bez gola?

- Pewności siebie nie stracę nigdy. Choćbym nie strzelił gola w dziesięciu kolejnych meczach, to nie zwątpię. Bo wiem, że potrafię strzelać bramki. OK, nie jestem ani Cristiano Ronaldo, ani Leo Messim, żeby trafiać w każdym spotkaniu, ale... Mam już 11 goli w tym sezonie, to niezły wynik. Tyle strzeliłem w całych ubiegłych rozgrywkach.

- Jeszcze niedawno trwała jednak dyskusja, czy nie posadzić cię na ławce. Tyle że niektórzy mówią, że byś się obraził i atmosfera by się popsuła...

- Gdybym usiadł na ławkę i był zadowolony, to lepiej, żebym w tym momencie zakończył karierę. Ambicja! To jest ważne (te słowa Ljuboja wypowiada po polsku - red.). Chcę strzelić dużo goli, pomóc Legii wygrywać, a nie da się tego zrobić z ławki. Uważam, że i w poprzednim, i w tym sezonie pokazałem tyle, że cały czas zasługuję na miejsce w składzie. Jeśli ktoś myśli inaczej, to znaczy, że nie lubi Legii.

- Prezes Bogusław Leśnodorski narzekał niedawno, że w meczu z Bełchatowem zatrzymał cię piłkarz, który zarabia 50 razy mniej od ciebie. Jak przyjmujesz takie słowa?

- Nawet Beckham, Ibrahimović czy Messi mają czasem słabszy dzień i zatrzymują ich mniej znani piłkarze zarabiający ułamek tego, co oni. Ja swojej skuteczności wstydzić się nie muszę.

- Przed wyjazdem na cypryjskie zgrupowanie prezes dał każdemu piłkarzowi biografię pływaka Michaela Phelpsa. Pamiętasz jeszcze inne niekonwencjonalne metody motywacyjne z kariery?

- Kiedy w VfB Stuttgart mieliśmy treningi przy minus 4-5 stopni, to trener Giovanni Trapattoni wychodził w krótkich spodenkach i bez rękawiczek. Było mi bardzo zimno, ale gdy patrzyłem na niego, myślałem: "Skoro on może, to ja też muszę, chcę być taki mocny jak on". Książkę o Phelpsie przejrzałem, choć moją najczęstszą lekturą jest Biblia. Bo jestem bardzo wierzący. Noszę naszyjnik z wizerunkiem Marii Dziewicy i Jezusa. On ma mnie chronić.

- Bóg pomaga ci na boisku?

- Uważam, że w życiu jest 50 na 50. Połowa zależy od ciebie, połowa od Opatrzności. Ale jeśli chcesz boskiej pomocy, to najpierw sam musisz dać z siebie wszystko. A wtedy Bóg może ci sprawić prezent - strzelisz gola na przykład. Każdy potrzebuje pomocy Boga. Piłkarz także.

- Jesteście faworytem do wygrania ligi?

- Uważam, że nie. Od ostatniego tytułu dla Legii minęło już kilka lat, więc nie jesteśmy faworytem. Tym bardziej musimy się jednak sprężyć i pokazać, że pierwsze miejsce należy się właśnie nam.

- Tyle że w Śląsku pojawił się twój kolega z Francji Eric Mouloungui i mówi, że to jego zespół ma być mistrzem...

- Ściągnięcie Erica to świetny ruch ze strony Śląska. Jest niesamowicie szybki, potrafi być skuteczny. Będzie wzmocnieniem, ale mam nadzieję, że nie na tyle dużym, aby wyprzedzić nas w walce o tytuł.

Najnowsze