- Masz za sobą tego duszka, ten alkohol, który cię non stop pcha. Idziesz do Biedronki, idziesz do Żabki, czy gdziekolwiek, to mówi: „a kup, a kup, a kup”. Trening to ja mogę robić codziennie rano. Ale problem pojawia się po treningu. Starałem się trenować rano i wieczorem. Zaparłem się kilka razy. Jak w Sandecji. Ale po jakimś czasie wszystko zgasło. I wtedy znowu zaczęło się picie – opowiada.
Janczyk, przy współpracy z dziennikarzem „Super Expressu” Piotrem Dobrowolskim, wydał w ubiegłym miesiącu biografię. Opowiedział w niej o tym, w jaki sposób zaczęła się jego choroba alkoholowa.
- Mam 30 lat. Od 29 roku życia matka przyjeżdża i ratuje mnie dzień w dzień. Piję nadmierną ilość wódki. Aż szkoda mówić. Alkohol mnie zabija. Trzęsę się jak osika, mam zwidy, omamy. Nie chciałbym nawet pół złotego. Chciałbym przestać pić. To picie zabija mnie, relacje z rodziną – mówi w „Futbologii” Janczyk.