"Super Express": - Jak wygląda sytuacja? Większość źródeł podaje, że starasz się o angaż w Bredzie...
Ebi Smolarek: - Nie, to nie tak. W tym klubie pracuje dyrektor sportowy, który był znajomym mojego taty. Zadzwoniłem więc do niego z zapytaniem, czy mógłbym potrenować z Bredą, a on po rozmowie z trenerem wyraził zgodę. Nie staram się o angaż w Bredzie, chcę po prostu podtrzymać formę.
- Czyli to nie są testy?
- Nie. Klub zrobił gest wobec mnie, zgadzając się, abym pojechał z nimi na zgrupowanie. Nie ma jednak w planach rozmów o tym, abym tu został. Po prostu samemu nie da się dobrze przygotować do rozgrywek. Samemu to ja sobie mogę pobiegać, a ja chcę mieć zajęcia z piłką.
- Jakie kierunki bierzesz pod uwagę? Gra w Katarze wyleczyła cię z egzotyki?
- Nie, dlaczego? Pobyt w Katarze też miał swoje plusy. Biorę pod uwagę każdy kierunek.
- Polskę też?
- Jak najbardziej! Grałem w polskiej lidze rok i bardzo mi się w kraju podobało. Oczywiście, byłem piłkarzem Polonii Warszawa, a to niełatwa sprawa, ale bardzo chętnie wróciłbym do Polski. Jeśli będzie zainteresowanie, to jestem gotowy do rozmów.
- Pytanie tylko, który polski klub stać na ciebie...
- Pieniądze nie będą problemem! Zdaję sobie sprawę, że nie mogę dyktować wygórowanych stawek. Myślę, że doszlibyśmy do porozumienia.
- Niektórzy boją się też twojego charakteru, mówią, że z Ebim ciężko się dogadać...
- Ale to bardzo niesprawiedliwa opinia. Nie mam trudnego charakteru, mam po prostu swoje zdanie na dany temat. A to chyba nie to samo. W Polonii przeżyłem pięciu trenerów i praktycznie z każ-dym miałem dobre relacje. Zauważ-cie, że najbardziej znani trenerzy, z którymi pracowałem, czyli Bert van Marwijk i Leo Beenhakker, nie mieli ze mną problemów. Nie warto więc straszyć Ebim.