Śląsk w sobotę w ofensywie męczył się okrutnie do 53. minuty. Wtedy właśnie Leiva trafił po raz pierwszy, z rzutu karnego podyktowanego za powietrzne starcie Rafała Gikiewicza z Aleksem Petkowem. - Kontakt był taki minimalny, on trafia piłkę głową i mi w przedramię, ale sędzia gwizdnął… - tłumaczył bramkarz przed kamerami Canal+ Sport.
Echa wielkich kontrowersji w ekstraklasowym meczu, VARiactwo trwa
Jeszcze więcej emocji wzbudził gol na 2:0, zdobyty przez urodzonego w Argentynie zawodnika Śląska w 78. minucie. Paulina Baranowska, biegająca tego dnia wzdłuż linii, podniosła chorągiewkę, ale arbiter główny – po długiej analizie VAR – zmienił jej decyzję i gola uznał.
W doliczonym czasie gry do siatki Śląska, wracającego na pozycję lidera tabeli, trafił Imad Rondić. Ten gol nie dał jednak łodzianom nawet punktu. - Nie lubię takich spotkań, po których przegrałeś, ale nie masz poczucia, że zasłużyłeś na niekorzystny wynik. Nie powinno być karnego i nie powinno być bramki – mówił szkoleniowiec Widzewa, Daniel Myśliwiec, na pomeczowej konferencji. Panował nad nerwami, choć łatwo pewnie nie było.
Słowa trenera są jednoznaczne, jak oliwa dolana do ognia
Na temat kontrowersji w meczu głos zabrał także trener gospodarzy. - Coś jest nie tak – zauważył Jacek Magiera. Owo „coś” to oczywiście sędziowskie werdykty na polskich boiskach. - Karny? Jest wiele kontrowersji. Musielibyśmy się cofnąć do naszego meczu w Chorzowie, do Pucharu Polski i pewnie wielu innych meczów – Magiera przypomniał, że w bardzo podobnych okolicznościach podyktowana została „jedenastka” dla Ruchu w meczu na Stadionie Śląskim. Doskonale rozumiał więc nerwy łodzian. - Tym razem mieliśmy karnego dla nas. Ale gdyby był taki karny przeciwko nam, to teraz siedziałbym czerwony ze złości – przyznał opiekun wrocławian.