- To był nieudany eksperyment - przyznał w rozmowie z PAP szef Kolegium Sędziowskiego Zbigniew Przesmycki.
Kroplą, która przelała dzban, okazała się sytuacja z sobotniego meczu Wisły Kraków z Legią Warszawa, gdy pierwsza bramka dla stołecznej drużyny padła po podaniu wykonanym już zza linii końcowej boiska. Choć dobrze ustawiony był wtedy arbiter bramkowy, to nie zdecydował sie on przerwać gry, czego skutkiem był nieprawidłowo zdobyty przez legionistów gol.
- Myśleliśmy, że warto korzystać z dodatkowej pomocy arbitrów stojących za bramkami. Dziś już wiemy, że tak nie jest - dodaje Przesmycki.