Nie chodzi tu o żaden skomplikowany specyfik chemiczny, który zamaskowany innym kontrspecyfikami doda piłkarzom siły, szybkości i celności, lecz o prosty i tani manewr biurokratyczny. Wystarczy przed początkiem sezonu zdołować zespół zabierając mu punkty.
Potraktowana w ten sposób Jagiellonia Białystok wystartowała w Ekstraklasie jak rakieta, w czterech rundach - po trzech zwycięstwach i remisie - odrobiła straty i nabrała takiego "szwungu", że teraz wszyscy się jej boją. Kibice żałują, że przed sezonem PZPN nie walnął po parę punktów minusowych Lechowi i Legii, bo pewnie też zyskałyby na wigorze. A tak, klepią skórę w sennym nastroju, który przenosi się na ziewające trybuny.
Zawiedzeni są łodzianie, którzy oczekiwali, że potraktowany jeszcze gorzej przez PZPN, bo wdeptany do I ligi ŁKS tak jak Jaga eksploduje formą. Nim jednak do wybuchu w Łodzi doszło, właścicielowi klubu udało się szybko bombę rozbroić przez energiczną wyprzedaż niemal wszystkiego co przy Al. Unii po boisku biegało. Dlatego w Łodzi huku nie było.