Mecz Lech Poznań - ŁKS Łódź w ostatnią sobotę obejrzało około 8 tysięcy kibiców. To najgorszy wynik od czasów wejścia do "Kolejorza" Amiki.
Tak kiepska frekwencja oznacza, że na stadion nie pofatygowali się nawet ci kibice, którzy wykupili przed sezonem karnety na całą rundę (około 10 tysięcy sympatyków zdecydowało się na taki wydatek).
Wyjściem z tej trudnej dla budżetu i wizerunku Lecha sytuacji ma być zmiana obecnej polityki cenowej klubu.
- Uchwaliliśmy ją dość dawno temu. Dziś nie jest ona adekwatna do tego, co zespół pokazuje na boisku. Przemyślimy całą sytuację i zrobimy wszystko, by kibiców znów ściągnąć na Bułgarską - deklaruje w rozmowie z poznańskim oddziałem Gazety Wyborczej wiceprezes Lecha Arkadiusz Kasprzak.
Wiadomo jednak, że to nie tylko ceny biletów są powodem niskiej frekwencji. Zasadnicze znaczenie ma tu raczej osoba niechcianego w Poznaniu trenera Bakero.
W następny poniedziałek Lech gra u siebie z Zagłębiem. Zmiany cen - o ile do nich dojdzie - planowane są jednak od rundy wiosennej.
Stadion w Poznaniu może pomieścić nawet 41 tysięcy widzów.