Nikt tego nie przewidywał po pierwszych minutach gry. W tym czasie Legia rządziła na boisku w Białymstoku suwerennie, opanowała środek pola, zepchnęła gospodarzy pod bramkę Gikiewicza. W 22. min Chinyama w zamieszaniu po rzucie rożnym wepchnął piłkę barkiem do bramki. Goście ucieszyli się, a Jagiellonia... obudziła i ruszyła do boju.
Już sześć minut później Tomasz Frankowski przypomniał, dlaczego był kiedyś królem strzelców. Wyrównał na 1:1 przepięknym wolejem zewnętrzną częścią stopy. Na placu zaczęła się piłkarska wojna, w której siły były wyrównane, a "Jaga" techniczną wyższość Legii nadrabiała z nawiązką większą agresywnością.
Początek drugiej połowy to krótki koncert Grosickiego. To po jego kapitalnym rajdzie prawym skrzydłem w 62. min Jarecki zdobył drugiego gola dla Jagiellonii. Potem jeszcze dwukrotnie zagrania Kamila tworzyły zagrożenie pod bramką Muchy.
Speszona przebiegiem wydarzeń Legia próbowała odzyskać inicjatywę, ale stałe zagrożenie przez Frankowskiego i Grosickiego wiązało część jej sił w defensywie. Czas płynął, a warszawiacy stukali bez efektu w żółto-czerwony mur. W końcówce był to prawdziwy kocioł pod bramką "Jagi", ale wynik się nie zmienił.