Obie drużyny w środku tygodnia grały spotkania w ramach Pucharu Polski. Nieco łatwiejszą przeprawę mieli Górnicy, którzy w regulaminowym czasie gry pokonali Legionovię Legionowo. Legia natomiast awans wywalczyła dopiero po serii rzutów karnych w rywalizacji z Piastem Gliwice. Dzięki temu Wojskowi podtrzymali swoją pasję meczów bez porażki, która zaczęła się 2 września.
Na rozwój wypadków w sobotnim meczu kibice zgromadzeni na stadionie musieli trochę poczekać. I nie wynikało to ze słabej gry piłkarzy. Tuż po pierwszym gwizdku sędziego fani na "Żylecie" odpalili świece dymne, a arbiter poprosił zawodników o zejście do szatni. Zespoły na murawę wróciły dopiero po ponad kwadransie.
Po wznowieniu gry do głosu od razu doszła Legia. Podopieczni Ricardo Sa Pinto zepchnęli rywali do defensywy i mieli sporą przewagę. To, co było najważniejsze w ich grze, to przejmowanie drugich piłek. Było to kluczem do sukcesu w dziewiętnastej minucie. Przed polem karnym futbolówka padła łupem Cafu.
Portugalczyk bez zastanowienia zagrał prostopadłe podanie do Carlitosa. Hiszpan wpadł w szesnastkę i z ostrego kąta oddał strzał. Piłka przeleciała między nogami Tomasza Loski, dzięki czemu Legia objęła prowadzenie. Górnik starał się odpowiedzieć, ale większość ich akcji kończyło się przed polem karnym Wojskowych.
Ci zaś wykorzystywali każdą stratę przeciwników do przeprowadzenia kontrataku. Po jednym z nich wywalczyli rzut rożny. Po dośrodkowaniu Sebastiana Szymańskiego, Denis Suarez zagrał piłkę ręką na piątym metrze. Arbiter podyktował rzut karny, którego na gola w dwudziestej dziewiątej minucie zamienił Michał Kucharczyk.
Legionistom było jednak mało strzelania w pierwszej połowie. Po przejęciu piłki w trzydziestej siódmej minucie w środkowej strefie boiska przeprowadzili błyskawiczny atak. W końcowym fragmencie Adam Hlousek wstrzelił futbolówkę na ósmy metr, gdzie z woleja uderzył Dominik Nagy i podwyższył prowadzenie swojego zespołu. Piłka znów przeleciała między nogami Loski.
i
Od mocnego uderzenia zespołu Sa Pinto mogła zacząć się również druga odsłona. Ponownie wystarczyło zaledwie kilka podań, aby Carlitos znalazł się w świetnej sytuacji w polu karnym Górnika. Hiszpan chciał umieścić piłkę w siatce płaskim strzałem po długim rogu, ale futbolówka minęła prawy słupek bramki o centymetry.
Zabrzanom należy oddać to, że nie poddawali się. Próbowali konstruować akcje na połowie Legii i do pewnego momentu wyglądały one obiecująco. Brakowało jednak decydującego podania, które otworzyłoby napastnikom drogę do bramki Radosława Majeckiego. Nie był to Górnik, który chciał tylko przegrać jak najmniejszą różnicą goli.
Piłka w sześćdziesiątej piątej minucie znalazła się w bramce Legii. Duży błąd popełnił Marko Vesović, który niedokładnie zagrał do Mateusza Wieteski. Piłkę przejął Jesus Jimenez. Hiszpan zagrał do Rafała Wolsztyńskiego. Napastnik Górnika pokonał Majeckiego, ale sędzia zasygnalizował pozycję spaloną 23-latka i gol nie został uznany.
Wynik spotkania w osiemdziesiątej pierwszej minucie ustalił Carlitos. Kolejny raz Legia wyprowadziła kontrę po przechwycie w środku pola. Kucharczyk zagrał prostopadle do Nagy'a, a ten wyłożył piłkę Hiszpanowi, który umieścił ją w pustej bramce. Mistrzowie Polski przynajmniej do jutra będą zasiadać na fotelu lidera.
Legia Warszawa - Górnik Zabrze 4:0 (3:0)
Bramki: Carlitos 13, 81, Michał Kucharczyk 29 (k.), Dominik Nagy 37
Żółte kartki: Jędrzejczyk - Bochniewicz, Liszka
Legia: Majecki 3 - Vesović 4, Wieteska 4, Jędrzejczyk 3, Hlousek 4 - Martins 3 (68. Antolić 3), Cafu 4 - Kucharczyk 4, Szymański 4 (76. Kante), Nagy 5 - Carlitos 5 (83. Pasquato)
Górnik: Loska 1 - Michalski 2, Suarez 1, Bochniewicz 1, Liszka 2 - Zapolnik 2 (66. Ryczkowski 3), Matuszek 3, Żurkowski 3, Jimenez 2 - Ł. Wolsztyński 3 (78. Smuga), Angulo 2 (53. R. Wolsztyński 3)