Jens Gustafsson

i

Autor: Pogoń Szczecin

Finał Pucharu Polski

Jens Gustafsson wylał z siebie wszystkie żale. Ale do ostatecznego podsumowania wystarczyły mu dwa słowa

2024-05-02 21:09

Szczecińska Pogoń po raz czwarty zagrała w finale Pucharu Polski. We wcześniejszych trzech występach nie tylko nie wygrała ani razu, ale nawet nie strzeliła gola. Każdy z tych meczów „portowcy” kończyli identycznym rezultatem, czyli porażką 0:1 (1981 z Legią - dogrywka, 1982 z Lechem, 2010 z Jagiellonią). Teraz udało im się przełamać bramkowe tabu dzięki trafieniu Efthymisa Koulourisa, ale efekt końcowy był ten sam – trofeum dla rywala. Wisła wygrała 2:1, a trener Jens Gustafsson nie ukrywał goryczy.

- Myślę, że w pierwszej połowie Wisła grała od nas lepiej. Nie byliśmy w stanie kontrolować piłki tak jak potrafimy. Ale tworzyliśmy jakieś sytuacje, Wisła też to robiła. W drugiej połowie poprawiliśmy naszą grę. Jeżeli jest się minutę od wygrania finału i nie zdobywa się trofeum, to trzeba czuć wielkie rozczarowanie. I właśnie to czujemy, bo powinniśmy dzisiaj zwyciężyć – mówił na pomeczowej konferencji trener „portowców”.

Gustafsson odnosił się też do sytuacji z dogrywki, w której szczecinianie domagali się rzutu karnego. - To nie jest najlepsza chwila na komentowanie jego występu – zaznaczał, pytany o Tomasza Kwiatkowskiego. - Przede wszystkim jest pewna historia związana z tym sędzią i Pogonią – odwoływał się do wydarzeń z finiszu poprzedniego sezonu.

Przez prawie rok warszawski arbiter, który wówczas popełnił błąd kosztujący szczecinian być może medal MP, nie prowadził żadnego meczu z ich udziałem. - Jeżeli chodzi o czerwoną kartkę dla mojego asystenta, była ona pokłosiem naszej analizy sytuacji na tablecie. Uważaliśmy, że należał nam się rzut karny – w ten sposób Gustafsson wracał do kwestii (potencjalnego) faulu na swym podopiecznym w decydującej fazie rywalizacji.

Jens Gustafsson wylał z siebie wszystkie żale. Ale do ostatecznego podsumowania wystarczyły mu dwa słowa

Ostatecznie jednak szkoleniowiec „Dumy Pomorza” w pewien sposób – w imieniu podopiecznych – posypał głowę popiołem. - Mieliśmy już to trofeum w rękach, ale na koniec zawaliliśmy sprawę - przyznał samokrytycznie.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze