Do całej sytuacji doszło w niedzielę późnym wieczorem po meczu Legii Warszawa z Lechem Poznań. Piłkarze "Wojskowych" po powrocie do stolicy udali się autokarem na swój stadion, gdzie czekała na nich grupa kilkudziesięciu kiboli. Zawodnicy zostali zaatakowani i ostrzeżeni, że jeśli dalej będą grać tak, jak dotychczas, sytuacja będzie się powtarzać.
Od tamtej pory nie milkną echa tego skandalicznego wydarzenia. Głos w sprawie zabrał m.in. trener Romeo Jozak, który ze starcia z chuliganami wyszedł bez szwanku. Do sytuacji odniósł się też m.in. kierownik drużyny Konrad Paśniewski, a na oficjalnej stronie klubowej pojawiło się stosowne oświadczenie - Niestety po wjeździe autokaru na parking doszło do ostrej wymiany zdań i szarpaniny z udziałem zawodników oraz członków sztabu, które łącznie trwały ok. 8 minut. Klub ma świadomość silnych emocji związanych z niepowodzeniem sportowym drużyny, ale jednoznacznie potępia wyrażanie ich w sposób odbiegający od przyjętych norm - czytamy w komunikacie.
Jak na razie szczegóły całej sytuacji znane są jedynie z relacji osób w niej uczestniczącej, czyli w tym przypadku piłkarzy. Okazuje się jednak, że na parkingu był monitoring, który wszystko nagrał! Legia zobowiązała się do przekazania nagrania w ręce policji, która zajmie się wyjaśnieniem okoliczności tego zajścia. Jeśli potwierdzi się, że piłkarze zostali napadnięci, wówczas służby zaczną śledztwo. Pobicie jest bowiem przestępstwem ściganym z urzędu.
Najprawdopodobniej nagrania nie trafią jednak do mediów. Policja ich nie ujawni, bo może to zrobić jedynie klub będący ich właścicielem, czyli w tym przypadku Legia. A trudno się spodziewać, by w gabinetach "Wojskowych" podjęli decyzję, która może jeszcze dolać oliwy do i tak dużego już ognia.
Dariusz Mioduski: Atak na piłkarzy jest niewytłumaczalny