- Wystarczyło pół roku i ponownie cała Polska mówi o tobie. Jesteś zadowolony ze swoich jesiennych dokonań?
Andrzej Niedzielan (30 l., napastnik Ruchu Chorzów): - Najważniejsze, że zmieniłem klub. Po przejściu do Ruchu udowodniłem, że nie jestem piłkarzem upadłym. Mimo 30 lat wciąż jestem głodny sukcesu. Zdołałem się odbudować, bo przecież byli tacy, którzy przy nazwisku Niedzielan postawili krzyżyk. Jednak jesień pokazała, że piłkarsko wciąż żyję.
- Więcej warte są akcje Ruchu na giełdzie, czy akcje Niedzielana na boisku?
- Zarówno akcje zespołu, jak i moje poszły wysoko w górę (śmiech). Gdy klamka zapadła, że odchodzę z Wisły Kraków i zacząłem rozglądać się za nowym klubem to chętnych nie było. Mimo że byłem do wzięcia za darmo. Pomocną dłoń otrzymałem tylko od trenera Waldemara Fornalika. Sztuką jest wyłowić takich niedobitków jakim ja byłem właśnie pół roku temu. Trener Fornalik miał odwagę.
- Ruch Chorzów był rewelacją jesienii. Pozostał niedosyt, że skończyliście rozgrywki dopiero na czwartym miejscu?
- Nie zapominajmy, że przed nami jest wielka trójka: Wisła, Legia i Lech, która rządzi w lidze od kilku sezonów. Dysponują większym budżetem. Jednak pokazaliśmy, że choć pieniądze są ważne, to nawet zespół o mniejszym nakładzie finansowym także może dobrze grać w piłkę. Ruch to klub z tradycjami, ale przez ostatnie lata był w cieniu. I teraz z tego ukrycia wychodzi.
- O co będzie walczył Ruch na wiosnę?
- Wszystko zależy od tego, kto zostanie w tym klubie, a kto do niego przybędzie. Jednak nie wyobrażam sobie, że nagle będzie wielka wyprzedaż zespołu. W Chorzowie tworzy się bowiem dobra drużyna. Jesienią nie mogliśmy zdobyć punktu z drużynami z czołówki. W rundzie rewanżowej trzeba to zmienić.
- Który z obrońców najbardziej dał ci się we znaki?
- Nieprzyjemnie gra się przeciwko Marcelo. Stoper Wisły Kraków wyrósł na najlepszego defensora w Ekstraklasie. A do tego jest skuteczny, sześć goli budzi szacunek. Brazylijczyk nie żałuje, że zdecydował się na przenosiny do Polski, bo niebawem może zyskać jeszcze więcej. W ogóle to "Biała gwiazda" ma mocną parę środkowych obrońców. Jak za rywala masz Arka Głowackiego to musisz się nastawić na twardą walkę. On drapie, bije, kopie (śmiech)."Głowa", nie obraź się na mnie za te słowa. Odważny i bojowo nastawiony jest także mój kolega z zespołu Ruchu, Maciej Sadlok. "Sadloczek" jest dobry technicznie. To obiecujący chłopak. Na szczęście na treningach rzadko mam okazję z nimi rywalizować.
- Którego z napastników należy pochwalić za jesienne występy?
- Najwiekszy postęp zrobił mój kolega z ataku, Artur Sobiech. Dla mnie to on w ciągu czterech miesięcy wykonał nie kroczek, ale od razu dziesięć kroków do przodu! A może nawet skok! Jeśli nie zwariuje i ominą go kontuzje to przyjemnie będzie się patrzyło jak rozwija się jego talent. Uznaną markę ma już w kraju Robert Lewandowski. Choć "Lewy" ma dopiero 21 lat, to już wszyscy traktują go jak starego ligowego wyjadacza. Nie zapominajmy także o Pawła Brożku, który początek sezonu miał obiecujący. Później miał problemy z urazami. Ale "Brozio" to klasa.
- Teraz chętnych na twoje usługi nie brakuje. Wymienia się takie kluby jak Zagłębie Lubin, czy grecka Larissa. Odejdziesz z Chorzowa?
- O transferach zawsze rozmawia się po sezonie. Kontrakt z Ruchem mam do czerwca 2010 roku. Mój agent rozmawiał już o przedłużeniu umowy. Czy zostanę? Nie wiem, bo na tę chwilę nie mam żadnej konkretnej propozycji. Nie chciałbym tworzyć niezdrowej sytuacji i niepotrzebnego napięcia wokół mojej przyszłości w Chorzowie. Na pewno nie dojdzie do tego, że przez kilka tygodni będzie się ciagnął serial o transferowych perypetiach Niedzielana.
- Cena za ciebie wynosi tylko 500 tysięcy złotych. Warto tyle zapłacić?
- Przypomina mi to sytuację z supermarketu, gdzie na klienta co krok czekają promocje. Można powiedzieć, że jestem takim zdrowym kurczakiem do wzięcia (śmiech). I to w promocyjnej cenie. Teraz tylko od konsumenta zależy czy zdejmie mnie z półki. Jednak siebie polecał nie będę, bo nie wypada. Promuję się na boisku.
- Chciałbyś jeszcze wyjechać do zagranicznego klubu?
- Odpowiem z humorem: z zazdrością patrzę na południe Europy. Dlaczego? Bo jest tam ciepło, a ja lubię slońcę i temperaturę powyżej 20 stopni Celsjusza (śmiech). A polska jesień, czy mrozy jakoś źle wpływają na moje zdrowie. Stałem się jakoś mało odporny. Ciągle jestem przeziębiony. Dopada mnie grypa lub angina i jestem na antybiotyku. I choćby z tego względu południe Europy mnie kusi.
- Jakie masz plany na okres świąteczno-noworoczny?
- Święta spędzę w rodzinnych Żarach, a po Sylwestrze lecę z rodziną na kilka dni do Dubaju sprawdzić finanse Szejków (śmiech).
- Co zrobisz jeśli otrzymasz powołanie na styczniowe zgrupowanie reprezentacji Polski do Tajlandii?
- Odwołam wyjazd do Emiratów. Stracę na biletach, ale w Tajlandii też jest pięknie. Poza tym drużynie narodowej się nie odmawia. Choć jestem realistą.