Aleksandar Vuković, jeden z paru „legijnych ludzi” przy Okrzei, 48 godzin przed meczem mógł sobie jeszcze pozwolić na żarty o „groźbach”, jakie otrzymał ze stolicy. W chwili rozpoczęcia gry – ze względu na wspomniane wyżej rezultaty – już mu do (u)śmiechu nie było. Miał za to Vuko – doskonale znający zespół rywali – konkretny sposób na ten mecz.
Od pierwszego gwizdka widać było, że cel numer 1 gliwiczan to wyłączenie z gry lidera stołecznej ekipy. Josue i Vuković w pierwszych sekundach spotkania wymienili przy linii bocznej uśmiech i parę słów, ale potem już nie było „zmiłuj” dla Portugalczyka. Na krok – nawet po ukaraniu żółtą kartką – nie odstępował go Grzegorz Tomasiewicz, odcinając od podań. I nagle okazało się, że jedyny pomysł legionistów na zasypanie dziury w środku pola i rozwinięcie akcji to długie podanie na prawe (Mattias Johansson) lub lewe (Filip Mladenović) wahadło. Nic dziwnego, że w I połowie jedyna godna odnotowania akcja gości to strzał Tomaša Pekharta, pewnie przez Františka Placha obroniony.
Tomasiewicz miał Josue uniemożliwiać grę w piłkę, jego koledzy – próbować wykorzystać jego porywczy charakter. Faulami (nawet za cenę kartki – jak w przypadku Jakuba Czerwińskiego), zaczepkami po jego faulach (Ariel Mosór) itp. Na kreację ofensywną... brakowało czasu, choć to właśnie Piast miał najlepszą w pierwszej odsłonie okazję: po rzucie rożnym Patryk Dziczek głową uderzył piłkę minimalnie niecelnie: miast do siatki, trafiła w słupek. Nad całym tym zamieszaniem bardzo średnio panował (lub raczej nie panował...) Damian Sylwestrzak.
Druga część gry zaczęła się od mocnego gongu: woleja Bartosza Slisza zza „szesnastki” prosto w poprzeczkę bramki Piasta. Za moment minimalnie chybił – też z dystansu – Ernest Muci i widać było, że Kosta Runjaić w szatni w przerwie nie próżnował. Uaktywnił się w II linii Ślisz, aktywnie wsparł kolegów wpuszczony z ławki Bartosz Kapustka. I legioniści długimi fragmentami zamykali gliwiczan już nawet nie na ich połowie, ale wręcz na 40. metrze od bramki Placha.
Josue zrobił swoje. Pomogła mu technika, choć... tym razem nie jego własna
Przy takim obrazie gry nietrudno wśród broniących się o pomyłkę. I taka przydarzyła się Arielowi Mosórowi, a polegała na faulu na Pekharcie w polu karnym. Damian Sylwestrzak musiał posiłkować się VAR-em, by upewnić się, że wcześniej piłka nie opuściła boiska (taką podjął pierwotnie decyzję). Technika naprawiła jego błąd i Josue – stając przy piłce na 11. metrze – wreszcie nie miał nikogo wokół w siebie w odległości mniejszej niż 5 metrów. Choć Plach wyczuł jego intencje, strzału z „wapna” obronić nie zdołał.
Sytuację nieco skomplikował legionistom Bartosz Slisz, łapiąc w 84 minucie drugą żółtą – i w efekcie czerwoną – kartkę. Gra w osłabieniu omal nie skończyła się dla gości utratą gola i dwóch punktów; Kamil Wilczek fatalnie jednak chybił w sytuacji „sam na sam”. Końcowy gwizdek przyjęli więc oni z ulgą; dystans w tabeli do Rakowa pozostał bez zmian.
Piast Gliwice – Legia Warszawa 0:1 (0:0)
0:1 Josue 77 min (karny)
Sędziował Damian Sylwestrzak (Wrocław). Widzów 5753.
Piast: Plach – Pyrka, Mosór, Czerwiński Ż, Katranis Ż (90. Holubek) – Ameyaw (79. Jorge Felix), Tomasiewicz Ż (90. Sobczyk), Dziczek Ż (79. Kaput), Chrapek Ż, Kądzior – Wilczek
Legia: Tobiasz – Nawrocki, Jędrzejczyk Ż, Yuri Ribeiro – Johansson (62. Wszołek), Slisz Ż/Ż/CZ, Sokołowski (62. Kapustka), Josue (90. Pich), Mladenović – Muci (85. Augustyniak), Pekhart Ż (90. Rosołek)