Lenczyk odmienił Cracovię i przechytrzył młodszego o 20 lat rywala. Jego zespół, który do soboty miał zero punktów i osiem straconych goli, niespodziewanie urwał Legii punkty.
- Jeżeli powiem, że jadę do Warszawy po zwycięstwo, to wszyscy uznają mnie za wariata - mówił przed spotkaniem Lenczyk. Doświadczony szkoleniowiec nastawił się na bezbramkowy remis i zastosował genialną w swojej prostocie taktykę, którą jego piłkarze zrealizowali z zabójczą konsekwencją.
- Chłopaki z Krakowa przyjechali tu powybijać piłkę. Ustawili się wszyscy przed własnym polem karnym i ta ich wybijanka okazała się skuteczna - narzekał kapitan Legii, Wojciech Szala.
"Wojskowi" byli zupełnie bezradni wobec świetnie zorganizowanej defensywy gości.
- Wiedzieliśmy, że Cracovia skupi się na przeszkadzaniu nam. Tylko co z tego, że to wiedzieliśmy, skoro nie mieliśmy na to żadnej recepty? - pytał sfrustrowany Maciej Iwański.
"Iwankowi" i jego kolegom zabrakło pomysłów, jak przebić się przez krakowski mur. Zabrakło im też szczęścia, bo w 85. minucie Maciej Rybus był o centymetry od upragnionej bramki. Trafił jednak w słupek.
- Ta sytuacja będzie mi się śniła po nocach - przyznał "Rybka".
Po końcowym gwizdku legioniści mieli kwaśne miny. A powracający na trenerską ławkę Lenczyk znów mógł triumfować. Nie ma wątpliwości, że ten remis jest jego sukcesem.
- Przez te kilka dni udało się porozmawiać, potrenować, wszystko poustawiać i zapalić światełko w tunelu - mówił zadowolony.
A jego przechytrzony rywal? Z wypisaną na twarzy bezsilnością próbował tłumaczyć, dlaczego jego zespół zawiódł.
- Przy tak skomasowanej obronie nie mogliśmy nic zrobić - narzekał Urban. - Ten sezon dopiero się zaczął, a my już rozdajemy punktowe prezenty. Nie spodziewaliśmy się, że możemy te punkty stracić.