Przez lata pracy w polskiej piłce do Leszka Ojrzyńskiego przylgnęła łatka "strażaka". Trener ten już niejednokrotnie udowadniał, że nie przerażają go trudne sytuacje i jest w stanie poradzić sobie nawet jeżeli jego misja z góry skazywana jest na niepowodzenie. Tym bardziej wydawał się więc idealnym kandydatem na szkoleniowca Stali Mielec. Kadra beniaminka należy do najsłabszych w PKO Bank Polski Ekstraklasie i było wiadomo, że celem wywalczenia utrzymania konieczne jest stoczenie ciężkiego boju.
Robert Lewandowski już trenuje po kontuzji - zobacz ZDJĘCIA!
Sęk w tym, że na samym finiszu władze klubu zdecydowały się niespodziewanie podziękować Ojrzyńskiemu, a drużynę do końca sezonu powierzyli pozostającemu ostatnio poza zawodowem doświadczonemu Włodzimierzowi Gąsiorowi. - Intensywnie się przygotowywaliśmy, ale dziś się dowiedziałem, że już nie będę trenerem Stali. Szkoda, bo myślałem, że będzie mi dane popracować do końca sezonu, tak jak dogadywałem się z prezesem klubu. Słyszałem, że jest zaufanie w stosunku do mojej osoby, natomiast widocznie po meczu z Wartą się to zmieniło - powiedział Ojrzyński na łamach serwisu "Sportowe Fakty".
I dodał nie ukrywając rozgoryczenia: - Przez dziesięć dni byłem wyłączony z pracy przez koronawirusa, kilku zawodników również jest zakażonych. Był to dla nas trudny okres. Przyjaciół i ludzi, którym możesz ufać poznaje się właśnie w trudnych chwilach, a tu dostałem w głowę.
Decyzja włodarzy Stali Mielec spotkała się ze sporym niezrozumieniem w świecie polskiej piłki. Nowego szkoleniowca beniaminka czeka natomiast niezwykle trudna misja spróbowania utrzymania zespołu w najwyższej klasie rozgrywkowej.