„Super Express”: - Zmieniasz dyscyplinę? Zamierzasz zostać zawodnikiem sumo?
Łukasz Podolski: - Zawsze mnie kusiło, żeby tego sumo spróbować. Od kiedy jestem w Japonii mocno się tym sportem zainteresowałem, chodziłem na walki, przypatrywałem się. Choć pamiętam też, że jako dziecko, w Niemczech, oglądałem w telewizji walki sumo i ci goście wydawali mi się tacy… dziwni. Dziwnie ubrani, tacy wielcy… Ja jestem ciekawy świata, więc skoro gram w Japonii, to postanowiłem spróbować.
- To był trening czy walka?
- Trening. Pół żartem, pół serio. Choć… ja zawsze staram się na maksa, cokolwiek robię, więc od razu ruszyłem na sto procent do przodu. Ci zawodnicy sumo dziwili się, że mam tyle siły. Myśleli, że przyszedł taki mały i zaraz go zepchną (śmiech). A ja się nie dałem. Z różnymi się przepychałem, najgrubszy miał chyba 185 kilo, czyli jakieś 100 kilo więcej od siebie. To też fenomen. Bo jak widzisz gdzieś na ulicy gościa, który waży 180 kilo, to z reguły ledwo się porusza. A ci z sumo są bardzo sprawni.
- Nie bałeś się, że taki olbrzym cię staranuje i nabawisz się kontuzji?
- Nieee. Ja tak nie myślę. Idziesz ulicą, na pasach, i też coś ci się może przytrafić. Co ma być, to będzie. Nic mi się nie stało, nawet mięśnie mnie nie bolą. Dzięki temu, że jestem wytrenowany.
- To była jednorazowa przygoda z sumo czy będziesz wracał do tego?
- Zobaczymy jak będzie z czasem. Ten trening miałem w Okazace, to miasto niedaleko od Kobe. Natomiast wciąż moje główne zajęcie to gra w piłkę.
- No właśnie. W Vissel Kobe grasz z Iniestą i Davidem Villą. No to jest już z kim „pokopać”. Mierzycie w tytuł?
- No jest z kim pokopać, ale same nazwiska ligi nie wygrają. Zobaczymy. Na razie idzie nam dobrze, jesteśmy na piątym miejscu, a przed nami mnóstwo spotkań.
- Ostatnio strzeliłeś gola a jako cieszynkę zrobiłeś właśnie gest zawodnika sumo. Skąd ten pomysł?
- Mam tu znajomego trenera i zawodnika sumo. I pomyślałem, że to dla nich taki gest wykonam. Wyszło sympatycznie.
- Kontrakt w Japonii masz do grudnia. Wiadomo już co dalej?
- Nie wiadomo. Nie mam ciśnienia, nie muszę przyszłości rozstrzygnąć już teraz. Zobaczymy co życie przyniesie, z którego miasta, klubu zadzwoni telefon. Wtedy się zastanowię.
- Wiadomo, że chętnie zadzwoniliby z Zabrza…
- Wiadomo, że Górnik jest w moich planach, ale nie mogę powiedzieć, że na przykład zagram tam już za rok. Może za dwa, trzy? Fizycznie dobrze się czuję. Jeśli kontuzje nie przeszkodzą, to trochę jeszcze pogram. A co do Górnika, to staram się rozwijać moją współpracę z klubową akademią. Staramy się coś robić, choć wiadomo, że w Anglii czy w Niemczech takie projekty idą łatwiej. Mam jednak nadzieję, że zrobimy w Zabrzu coś fajnego.
- Jako fan Formuły 1 przyglądasz się powrotowi Roberta Kubicy…
- Tak. Ja zawsze trzymałem za niego kciuki. Bardzo fajnie, że udało mu się wrócić do Formuły 1. Tylko ten bolid. Mam nadzieję, że coś z nim zrobią i będzie jeździł szybciej niż w Australii. Bo takim autem to ani Vettel, ani Hamilton też nie daliby rady nic zrobić. Natomiast co do Kubicy. Kibicowałem mu, kibicuję i będę kibicował. Bez względu na to jaki będzie miał czas, czy które miejsce zajmie.
- W Europie rozgrywano w ostatnich dniach mecze eliminacji EURO. Znasz wyniki?
- Oczywiście, że znam, choć meczów nie oglądam, bo w Japonii wtedy jest noc. Ale rano wstaję i zawsze patrzę na wyniki, statystyki, liczby, które coś mi powiedzą o meczu. No i bez oglądania zdaje się mogę powiedzieć, że choć Polska wygrała z Łotwą 2:0 , to szału nie było…
- Wygrali też Niemcy, choć jeszcze niedawno było tam spore poruszenie po tym jak Joachim Loew zrezygnował z Hummelsa, Boatenga i Muellera…
- No było poruszenie, ale zobacz. Teraz Niemcy wygrali z Holandią i o tamtej trójce nikt już nie mówi… To była decyzja trenera i już. Buduje nowy zespół, ja mu bardzo kibicuję. A dla tych trzech piłkarzy świat się przecież nie skończył. Grają w Bayernie, czołowym europejskim klubie i jeszcze nieraz pokażą dobry futbol. A kadra pójdzie swoją drogą…