„Super Express”: - Z Kolejorzem zagraliście wyśmienicie. Z pomysłem, odwagą, determinacją. Faworyzowani rywale nie byli w stanie nic zdziałać.
Marek Papszun: - Mimo tego, że Lech bardzo poważnie podszedł do tego meczu, powinniśmy wygrać 4:0, no ostatecznie 4:1. Sędzia nie uznał prawidłowej bramki Miłosza Szczpańskiego. Ale najważniejszy jest efekt końcowy, a ten jest taki, że to my gramy dalej.
- Co jest dla pana ważniejsze, liga czy puchar?
- Poza Legią i Lechem, które celują i w mistrzostwo, i w Puchar Polski, przedstawiciel każdej innej drużyny powiedziałby, że priorytetem jest liga. Puchar to fajny dodatek, ale nie ukrywam, że chcemy w tych rozgrywkach zajść jak najdalej. Również ze względu na właściciela klubu. W poprzednich latach szef był mocno rozczarowany, kiedy Raków szybko żegnał się z pucharem.„Super Express”: -
- Jak historyk trafił na trenerską ławkę?
- Miałem dwa fakultety, bo oprócz studiów historycznych jestem również absolwentem AWF i trenerem. Jednak II liga, którą wygraliśmy, a teraz I liga to za poważne rozgrywki, by łączyć je z nauczaniem historii. Trzeba było się na coś zdecydować i tak od trzech lat jestem zawodowym trenerem.
- Teraz po sukcesach Rakowa po tego historyka podobno ustawia się w kolejce pół piłkarskiej Polski...
- Mam satysfakcję, że z piłkarskich nizin udało mi się wejść na górę, a choć do szczytu, czyli Ekstraklasy droga jeszcze daleka, to pozostaje w naszym zasięgu.
- Ma pan ulubioną postać historyczną?
- Wiele, ale największym szacunkiem darzę Józefa Piłsudskiego. Miał charakter i autorytet. Był liderem, wodzem, który nie znosi sprzeciwu, ale jednocześnie bierze na barki całą odpowiedzialność za swoje decyzje. Widzę wiele analogii pomiędzy dowódcą wojska a trenerem. Szkoleniowiec też musi być liderem, a jak trzeba i dyktatorem. Poza tym dobra organizacja cechuje skuteczną armię i skuteczną drużynę.