Może zamiast organizować bezowocne odprawy przedmeczowe, trener Urban powinien był zalecić swoim piłkarzom dokładną lekturę czwartkowego "Super Expressu"? Bo tam Marcelo dokładnie zapowiedział, co zrobi.
- Dla stopera każdy gol to niesamowita frajda. Uwielbiam to. I Legii też chcę strzelić. Okazje powinny być, bo trener Skorża zachęca mnie, żebym przy stałych fragmentach szedł pod bramkę rywala - tak mówił Marcelo na naszych łamach. I słowa dotrzymał. W obronie był bezbłędny, a i w ataku nie zawiódł, strzelając trzecią bramkę w tym sezonie.
O wiele gorzej od Marcelo wypadli najlepsi strzelcy ligi - Paweł Brożek i Takesure Chinyama. Ten pierwszy nie miał w tym meczu ani jednej dobrej okazji, a ten drugi zepsuł w fatalnym stylu dwie stuprocentowe sytuacje, doprowadzając swoich kolegów do szału. Jak się okazuje, Legia nie strzeliła ani jednego gola na stadionach głównych rywali do mistrzostwa, czyli na Wiśle, Lechu, Bełchatowie i Polonii. W takim układzie ciężko o wywalczenie mistrzostwa.
- Czy jestem zły na Chinyamę? Jestem zły na nas wszystkich, bo mieliśmy cztery "setki", a żadnej nie udało nam się wykorzystać. Tak nie można grać! Mimo wszystko wciąż wierzę, że zdobędziemy tytuł - mówił wściekły Maciej Iwański, który też nie zaliczy tego meczu do udanych. Zresztą wszyscy "wojskowi" spisali się słabiutko.
Krakowski hit był awizowany jako spotkanie, na które miało przyjechać kilkunastu menedżerów z całej Europy. Kto mógł trafić do ich notesów po tym meczu? Odpowiedź jest bardzo prosta - wspomniany Marcelo. Brazylijczyk zaczyna przerastać innych piłkarzy naszej ligi o klasę. Ma tylko 22 lata, a więc cała piłkarska kariera przed nim. A że z Wisłą ma jeszcze pięcioletni kontrakt, to krakowanie zarobią na nim naprawdę duże pieniądze. Trudno sobie wyobrazić, aby mistrz Polski sprzedał go za kwotę niższą niż 3 miliony euro. Choć... Sam Marcelo zapewnia, że wcale z Wisły uciekać nie chce.