W niedzielny wieczór podopieczni Gaula na Arenie Zabrze przegrali 1:2 z mistrzem Polski. Decydująca dla losów meczu okazała się decyzja o rzucie karnym dla Lecha, podjęta przez Bartosza Frankowskiego po bardzo długiej ocenie powietrznego starcia Richarda Jensena z Antonio Miliciem. „Czy on tam brazylijską telenowelę ogląda?” - zastanawiali się fani na trybunach, widząc kilkuminutowy „postój” arbitra przed monitorem. Ostatecznie Frankowski wskazał na „wapno”.
Kluczowy moment meczu spotkał się z gorzkim komentarzem ze strony Bartoscha Gaula. Jako trenera i jako kibica – co bardzo wyraźnie szkoleniowiec zastrzegł, wypowiadając swoje zdanie. - Nie jestem długo w Polsce, ale mam bardzo negatywne doświadczenia z VAR-em. Jeżeli to był faul, to podyskutujmy też o faulu przy pierwszej bramce Ishaka... - mówił szkoleniowiec po spotkaniu, odwołując się nie tylko do sytuacji, która stała się dla Frankowskiego pretekstem do podyktowania „jedenastki”, ale też do poprzedzającego pierwsze trafienie Szweda starcia Filipa Marchiwńskiego z Emilem Bergstroemem. Gospodarze sygnalizowali faul poznaniaka, VAR się do tej interpretacji nie przychylił i gola uznał.
Trener Górnika się nie hamował
Gaul przypomniał, że nie po raz pierwszy przeciwko Górnikowi podyktowany został rzut karny sprzed ekranu. Identyczna sytuacja miała miejsce w Warszawie. - Na niektóre rzeczy nie mamy wpływu. Patrzę na mecz z Lechem – mielibyśmy punkt więcej. Wspominam spotkanie z Legią – dwa punkty więcej. A 2-3 punkty więcej w tej lidze to bardzo dużo. Jak słyszę dyskusje i kontrowersje na taki temat, to robi mi się niedobrze – szkoleniowiec Górnika mówił spokojnym głosem, ale wewnętrznie kipiał z emocji, czemu trudno się dziwić: trzy punkty więcej dawałyby jego podopiecznym bezpieczniejszy dystans nad strefą spadkową... - To jest moja trenerska opinia – zaznaczył Gaul.
Szkoleniowiec zabrzan odniósł się jednak również do całości zjawiska zwanego „VAR”, tym razem z punktu widzenia fana zasiadającego na trybunach. - W tej sytuacji nic nie było, Lech nic nie mówi o konieczności sprawdzania, a tu nagle sędzia coś zaczyna sprawdzać - Gaul jeszcze raz przywoływał sytuację z karnym. - Jeżeli sprawdzam coś trzy-cztery minuty, to – szczerze mówiąc – po prostu szukam, szukam, szukam, aż coś znajdę. Gratulacje, bo akurat znaleźli coś. Nie wiem co, ale coś znaleźli – dodawał. I podsumowywał jednoznacznie sposób stosowania VAR-u w naszej lidze. - Ludzie przychodzą na stadion, mamy tu w Zabrzu gigantyczną atmosferę, a my sprawdzamy każdą sytuację. I mamy dogrywki po 6, 7, 8 , 9, 10 minut... Mówiono mi, że w Polsce takich rzeczy się nie powinno mówić, ale ja powiem: uważam, że w takich sytuacjach psujemy piłkę – kończył wzburzony.