„Super Express”: - Za wami szalony mecz z Ruchem. Punkt z „Niebieskimi” traktujecie jako zwycięstwo, czy jednak uważacie, że straciliście dwa „oczka”?
Nene (pomocnik Jagiellonii): - Myślę, że patrząc całościowo na pewno trzeba mówić o niedosycie. Graliśmy u siebie i przed własną publicznością zawsze chcemy wygrywać. Z drugiej strony biorąc pod uwagę, że ten punkt wyrwaliśmy w ostatniej akcji meczu po pięknym strzale Jesusa Imaza, trzeba mówić o szczęściu.
- Co było przyczyną takiej, a nie innej postawy Jagiellonii?
- Po prostu rozegraliśmy słabszy mecz. Takie rzeczy się zdarzają w futbolu. Nie był to nasz dzień. Na szczęście potrafiliśmy walczyć do końca i paradoksalnie grając lepiej przeciwko Lechowi nie zdobyliśmy nawet jednego „oczka”, natomiast przeciwko chorzowianom prezentując się znacznie słabiej ten punkt już zdobyliśmy.
- Po spotkaniu dużo mówiło się o stanie murawy na stadionie w Białymstoku. Czy to faktycznie problem dla waszego zespołu?
- Wiadomo, że jako drużyna preferująca ofensywny styl gry, lepiej czujemy się na dobrej murawie, ale chcę podkreślić, że w sobotę nie straciliśmy punktów przez murawę. Po prostu my zagraliśmy słabiej. Niezależnie od tego, jak ta murawa wygląda chcemy grać i robić swoje w każdym kolejnym meczu. Dlatego teraz pełna koncentracja na spotkaniu z Koroną Kielce.
- W ostatniej kolejce Jagiellonię i Koronę połączyła jedna rzecz - gol strzelony w czasie doliczonym do drugiej połowy. Czy waszym zdaniem ten fakt może dodatkowo podbudować jedną i drugą drużynę?
- Korona dokonała dużej rzeczy. Przegrywała u siebie z Legią już 1:3 i w pół godziny dogoniła wicemistrzów Polski. Oczywiście, w Kielcach każdemu jest trudno, ale to tylko pokazuje poziom determinacji kielczan i potwierdza, że w lidze nie ma łatwych meczów. Tabela może wskazywać jedno, ale tutaj na każdy punkt trzeba bardzo solidnie zapracować.
- Przed spotkaniami z Lechem i Ruchem wielu dopisywało wam punkty w wirtualnej tabeli. Tymczasem skończyło się na remisie i porażce w Białymstoku. Czy można mówić o początku kryzysu?
- Nie! Jak już wspomniałem, mecz z Lechem był bardzo dobry w naszym wykonaniu. Zabrakło wykończenia i odrobiny szczęścia. Wszystkie statystyki, poza tą najważniejszą, potwierdzały naszą dużą przewagę. Z Ruchem zagraliśmy słabiej, ale to normalne w piłce. Najważniejsze, że grając słabo potrafiliśmy zdobyć punkt. Jestem pewien, że z Koroną zobaczymy już inną, lepszą Jagiellonię.
- W rozgrywkach o Puchar Polski dotarliście do ćwierćfinału. Zaledwie dwa mecze dzielą Jagiellonię od finału na Stadionie Narodowy.
- Powiedziałbym, że aż dwa mecze. Już poprzednie spotkania w tej edycji pokazały, że każdy awans musieliśmy wyrwać rywalom, niezależnie, czy graliśmy u siebie z Wartą i Śląskiem, czy w Rzeszowie z Resovią. W obu spotkaniach losy awansu rozstrzygaliśmy w drugich połowach. Przecież Korona jest na tym samym etapie, a przecież wcześniej pokonała Legię, czyli obrońcę trofeum. To tylko pokazuje, że w środę nie będzie łatwo.
- W rundzie jesiennej w Kielcach padł remis 2:2.
- Dlatego raz jeszcze powtórzę, że w naszej lidze nie ma łatwych meczów. Chcemy awansować, podobnie jak Korona. Jest w ćwierćfinale i ją także dwa mecze dzielą od awansu do finału. To jakościowy zespół, który ma w swoich szeregach dobrych zawodników. Musimy być bardzo uważni.
- Jedną z kluczowych postaci w Kielcach jest Hiszpan Nono. Macie bardzo podobnie brzmiące nazwiska. Czy podczas listopadowego meczu zdarzyło się, żeby ktoś was pomylił?
- Nasze imiona brzmią podobnie, ale o pomyłce nie ma mowy. Nono to bardzo dobry zawodnik. Strzelił nam gola, stwarzał spore zagrożenie pod bramką Zlatana Alomerovicia. Musimy zwrócić na niego w naszym polu karnym.
- W tym sezonie Korona już raz wygrała w Białymstoku. We wrześniu wyeliminowała rezerwy Jagiellonii w I rundzie rozgrywek o Puchar Polski.
- Oglądałem fragment tamtego spotkania. Dobrze rozpoczął się dla naszych rezerw, ale później rywale udowodnili swoją wyższość. Mam nadzieję, że jak Korona dobrze rozpoczęła swoją przygodę z rozgrywkami o Puchar Polski w Białymstoku, tak również tutaj ją zakończy.
- Korona walczy o oddalenie się od strefy spadkowej w lidze. Czy to oznacza, że w środę nieco „ulgowo” potraktują mecz w Białymstoku?
- Nie znam drużyny, która awansowała do ćwierćfinału rozgrywek pucharowych, aby tam przegrać. Koronie nigdy nie zabraknie determinacji i woli walki. Jestem przekonany, że w środę nikt nie będzie myślał o lidze, punktach w tabeli, czy ostatnim meczu. Najważniejszy będzie awans.
- Jaki to będzie mecz?
- Na pewno Korona to charakterna drużyna, która potrafi sprawić problemy każdemu. Nam nie może zabraknąć determinacji. Jeżeli w tym aspekcie będziemy prezentować podobny poziom jak rywale, to piłkarsko powinniśmy okazać się od nich lepsi.