"Super Express": - Jak was zmotywował trener Wdowczyk?
Patryk Małecki: - Powtarzał nam, że z naszymi umiejętnościami jesteśmy stworzeni do gry ofensywnej. Mieliśmy długo operować piłką, nie pozbywać się jej szybko. Staraliśmy się to robić, stwarzaliśmy sytuacje i zdobyliśmy 3 punkty.
- Z trenerem Wdowczykiem pracowaliście półtora roku temu w Pogoni Szczecin...
- Tak, znam jego filozofię pracy, wiem, czego oczekuje od zawodników. Powinno być mi trochę lżej.
- A niewiele brakowało, żeby trenerem był Franciszek Smuda...
- Nie ma co się oszukiwać, spadł mi kamień z serca, że tak się nie stało. Odszedłem bowiem z Wisły po konflikcie z trenerem Smudą. Gdyby ponownie objął klub, to oczywiście starałbym się przekonać go do siebie, ale wiem, że byłbym na straconej pozycji. Życie potoczyło się inaczej, mamy nowego szkoleniowca, u którego chciałbym zaistnieć i mu pomóc. Oczekuję, że on też mi pomoże. A trenerowi Smudzie... życzę szczerze wszystkiego najlepszego.
- Pamięta pan, kiedy ostatni raz zagrał pan tak dobrze i skutecznie?
- Pamiętam, trzy lata temu w Pucharze Polski (13 marca 2013 - red.) pokonaliśmy na wyjeździe Jagiellonię też 4:2. Strzeliłem wówczas jednego gola i asystowałem przy trzech pozostałych.
- Wisła może spaść z Ekstraklasy?
- Trudno to sobie wyobrazić, ale coś takiego siedzi z tyłu głowy, skoro wyniki nie były najlepsze, a drużyna znajduje się w strefie spadkowej. Po zwycięstwie z Termalicą jestem dużo większym optymistą.