Po pierwszej połowie Śląsk powinien prowadzić trzema bramkami, ale schodził do szatni ze straconym golem. W 35. minucie Rafał Gikiewicz (26 l.) wybił piłkę wprost na głowę Mateusza Matrasa. Ten odegrał do Carlesa Martineza, Hiszpan podał do Wilczka, Polak huknął sprzed pola karnego, a piłka otarła się jeszcze o ręce bramkarza Śląska i wpadła do siatki. - Nie zdążyłem się zebrać i przeleciała mi przez palce. Moja wina - przyznał samokrytycznie Gikiewicz.
W drugiej odsłonie Śląsk musiał radzić sobie bez wyrzuconego na trybuny trenera Stanislava Levy'ego, który został ukarany za dyskusję z sędzią. Wrocławianie bili głową w mur, ale kwadrans przed końcem przeprowadzili akcję na wagę punktu. Dalibor Stevanović wpadł w pole karne, zagrał płasko do Paixao, a Portugalczyk wślizgiem wepchnął piłkę do bramki.