„Super Express”: - Podsumujmy na początek zgrupowanie w Austrii. Warto było wybrać się pod Alpy?
Adam Matysek: - Wielokrotnie – może z 10-12 razy – byłem w Austrii jako bramkarz, a potem jako trener. Gości tu mnóstwo klubów z Bundesligi, za moment przyjadą zespoły z Premiership, a potem i z krajów arabskich. I słusznie, bo infrastruktura jest tu wyjątkowa. Tym bardziej się cieszę, że i Górnik mógł się w tym miejscu pojawić i popracować.
- Michał Szromnik, Michał Siplak,Lawrence Ennali, Filipe Nascimento, Sebastian Musiolik – to letnie nabytki Górnika. Z którym z zakontraktowanychzawodników wiąże pan największe nadzieje?
- Dopiero mecze ligowe będą miarodajną oceną każdego z nich. Dziś – po czterech tygodniach przygotowań – nie potrafię takowego wymienić. Mecze sparingowe z zespołami z 2. Bundesligi natomiast były dobrą wskazówką dla każdego z nich, co muszą jeszcze zrobić, by takie wyniki nie zdarzały się w lidze.
- Górnik nie tylko zyskiwał, ale i tracił tego lata graczy. Dlaczego nie udało się zatrzymać Kenji Okunuki, choć sam pan wielokrotnie podkreślał, że będzie to letni priorytet?
- To był na tyle wartościowy zawodnik, że powinien był u nas zostać. Pasował bardzo dobrze do naszej koncepcji, prezentował się z dobrej strony, wkomponował się w zespół, pomógł nam wydatnie w tym wszystkim, co się wydarzyło w ostatnich siedmiu meczach minionego sezonu (seria sześciu wygranych plus remis – dop. aut.). Zabiegaliśmy mocno o niego. Ale ani jego japoński klub, ani menedżerowie zawodnika nie do końca chcieli pomóc w rozwiązaniu naszego problemu. Nie znaleźliśmy linii porozumienia, dzięki której Okunuki mógłby zostać u nas. Wiadomo, wszystko rozbiło się o pieniądze. Normalnie przy transferach płaci się w transzach, ale tym razem tego nie udało się nam zrealizować. Gdybyśmy mieli wcześniej środki z transferu Szymona Włodarczyka, można było pomyśleć o zapłaceniu kwoty oczekiwanej przez Japończyków. Trochę szkoda, ale… takie jest życie.
- O zainteresowaniu Włodarczykiem ze strony Sturmu Graz mówiono już wcześniej. Można było dogadać się szybciej?
- My, jako klub, nie bierzemy bezpośrednio udziału w negocjacjach między zawodnikiem, jego menedżerem i klubem pozyskującym. Wyraziliśmy jedynie zgodę na odejście piłkarza, pozwalając agentowi na działanie. Wszystko, co ustaliliśmy z menedżerem w tej sprawie, ostatecznie zostało spełnione. Cieszymy się z transferu Szymona; z tego, że udało się go dopiąć, bo kiedy zaczęły spływać do nas pierwsze oferty z tego klubu, nie zgadzaliśmy się na nie. Właśnie dlatego negocjacje trwały tak długo.
- Ostatecznie zakończyły się powodzeniem, a 3 miliony euro to ładna sumka...
- Nie dostaliśmy i dostaniemy 3 milionów euro za Włodarczyka! To jest kwota nieco powyżej 2 mln, na dodatek pod pewnymi warunkami, które muszą zostać spełnione przez sam Sturm – na przykład miejsce w lidze – i przez Szymona – na przykład liczba zdobytych bramek. No i pamiętać trzeba, że są jeszcze opłaty do PZPN itp. Przypomnę natomiast, że Włodarczyka rok temu udało się pozyskać za 50 tys. złotych. To potwierdzenie, że w Górniku myślimy ekonomicznie.
- Tak czy siak będziecie mieć jakieś środki na ewentualne transfery w końcówce okienka transferowego.
- W Górniku od wielu lat nie wydaje się wielkich sum na transfery. Sytuacja z Okunukim byłaby wyjątkowa, ale i tak powtórzę: szkoda, że się nie udało. Natomiast prawdą jest, że kilka pierwszych kolejek pokaże nam, czy będą nam potrzebne ewentualne uzupełnienia składu. W piłce nie można niczego wykluczyć.
- Czy są oferty dla waszych piłkarzy, które Górnik może jeszcze w tym momencie rozważyć? Ot, chociażby niedawny przykład odejścia Jeana Julesa Mvondo do Arisu Saloniki.
- Zgodziliśmy się na rozstanie z nim, bo nie byliśmy do końca przekonani co do jego umiejętności i tego, że da nam wystarczającą jakość w tym sezonie. Dlatego zawarliśmy porozumienie i rozwiązaliśmy z nim kontrakt. Żadnych innych sygnałów co do potencjalnego odejścia któregoś z piłkarzy nie ma. Ale nie wykluczam, że i w Zabrzu karuzela transferowa jeszcze się rozkręci w momencie, gdy inne ligi przystąpią do gry. Mamy u nas wielu ciekawych piłkarzy, godnych zainteresowania klubów zagranicznych. Pewnie nie chcielibyśmy takiej sytuacji, bo zaburzyłaby trenerowi Urbanowi jego plany, ale… może się zdarzyć.
- Mówiąc o klubowych finansach, nie sposób nie zapytać o środki z ubiegłorocznej sprzedaży Krzysztofa Kubicy. Włosi wciąż ociągają się z płatnością?
- Temat się ciągnie jak telenowela brazylijska. Jesteśmy mocno zawiedzeni całą sytuacją. Wszelkie terminy płatności – również ratalne – zostały przekroczone. Jest sąd, jest wygrana sprawa, a terminy wciąż nie są dotrzymywane. FIFA czy UEFA mają różnego rodzaju sankcje na „opornych”, a my wciąż nie możemy ściągnąć należności. Trzeba popracować w tych instytucjach nad tym, by państwa mniejsze „piłkarsko” były odpowiednio szanowane, a pomoc dla nich ze strony federacji – większa. Przecież te wszystkie nasze wnioski oznaczały też konieczność poniesienia kosztów za ich złożenie, a – mimo wygranych rozpraw, jak powiedziałem – Benevento wciąż nie poczuwa się do tego, by zapłacić należność.