Beznadziejnie słabe wyniki i widmo spadku, jakie zawisło nad Zagłębiem, to oficjalne powody rozstania z sędziwym szkoleniowcem. Zorientowani w sytuacji panującej w Zagłębiu twierdzą jednak, że na dymisję Lenczyka złożyło się więcej przyczyn. Mówi się o braku chemii pomiędzy trenerem i zawodnikami, ale także o tym, że z powodów rodzinnych opiekun zespołu potrafił na przykład na niezwykle istotny mecz z Jagiellonią w Białymstoku dołączyć do zespołu dopiero w trasie. Padają zarzuty o częste nieobecności w klubie spowodowane kłopotami zdrowotnymi małżonki, z racji których Lenczyk więcej czasu spędzał w Krakowie, gdzie na co dzień mieszka, niż w Lubinie.
ZOBACZ ! Irina Szejk apeluje o uwolnienie porwanych nastolatek
- Trener wyleciałby już wcześniej, ale liczono, że zdoła pobudzić drużynę i zdobyć Puchar Polski. Awans do europejskich pucharów po tak nędznym sezonie pozwoliłby choćby w małej części uratować twarz i szkoleniowca, i jego szefów - zdradza nam osoba doskonale orientująca się w stosunkach panujących w klubie z Dolnego Śląska.
Jak się dowiedzieliśmy, wybór jego następcy został dokonany po burzliwej dyskusji. Ścierały się dwie frakcje - zwolenników Stokowca i szkoleniowca I-ligowego Dolcanu Ząbki Roberta Podolińskiego (39 l.).
- Opcja Stokowca, który w tym sezonie przegrał już PP i awans do grupy mistrzowskiej z Jagiellonią, zwyciężyła tylko dlatego, że zadeklarował, iż będzie stawiał na młodych wychowanków, których ignorował Lenczyk. Poza tym Podoliński ma umowę ważną do końca sezonu i trzeba go wykupić z Ząbek. On z kolei doskonale zna realia I ligi, co przydałoby się, gdyby w przyszłym sezonie przyszło "miedziowym" grać na zapleczu Ekstraklasy. Ale takiej myśli nikt w Zagłębiu nie dopuszcza do głowy - ujawnia nasz informator.