"Super Express": - Legia jest królem zimowego polowania. Zazdrościsz liderowi poczynionych transferów?
Sebastian Mila: - Tak, zazdroszczę. Przybyło tam kilku nowych piłkarzy, a dzięki temu zwiększy się rywalizacja w drużynie i co za tym idzie - podniesie poziom. Legia ma kłopot bogactwa. To ich atut.
- Którego z nowych nabytków Legii najbardziej zazdrościsz?
- Zdecydowanie Tomka Jodłowca.
- Masz żal do Jodłowca, że odszedł do konkurencji?
- Nie mam do niego pretensji, bo wiemy, jaka była jego sytuacja. Szanuję decyzję Tomka.
- Śląsk ma po jego odejściu dziurę w linii obrony?
- Mam świadomość, jakim piłkarzem jest Tomek, jaka jest jego piłkarska wartość. W końcu to reprezentant Polski. Ale mamy zawodników, którzy mogą go zastąpić.
- Czy Legia po zimowych zakupach już może przyjmować gratulacje za zdobycie tytułu mistrza Polski?
- Runda dopiero się zaczyna i za wcześnie na takie deklaracje. Legia jest mocna, poszła ostatnio do przodu jako klub i drużyna. Jednak mówienie, że jest już mistrzem byłoby obraźliwe w stosunku do pozostałych ligowców. Bo tytuł trzeba sobie wywalczyć na boisku.
- W ostatniej kolejce Śląsk zmierzy się z Legią na Łazienkowskiej. Ten mecz będzie decydował o mistrzostwie czy sprawa tytułu rozstrzygnie się wcześniej?
- Byłoby super, gdyby walka o mistrzostwo trwała do samego końca. To moje marzenie. Jednak po jesieni tracimy do Legii 7 punktów, a to spory dystans.
- Lech wymieniany jest jako najgroźniejszy rywal Legii. Śląsk jest lekceważony w tej rywalizacji?
- Od dwóch lat jestem do takich sytuacji przyzwyczajony. Przecież mówiono o nas najpierw, że jesteśmy przypadkowym wicemistrze, a potem, że przypadkowym mistrzem. To jak z piciem tranu. Nie lubisz go, ale możesz przyzwyczaić się do jego smaku.