Szałach nie łam się!

2008-09-24 4:00

Apelujemy do największego pechowca ligi.

- Jak pech, to pech - mówi Sebastian Szałachowski (24 l.), który z pękniętą kością piszczelową rozpoczął kolejną walkę o powrót na boisko. Piłkarz Legii aż półtora roku leczył poprzedni uraz, dlatego teraz wszyscy okrzyknęli go "największym pechowcem ligi". Czy jednak to pasmo nieszczęść to rzeczywiście efekt tylko braku szczęścia?

Starcie z Pawłem Nowakiem (29 l.) z Cracovii nie wyglądało aż tak groźnie. Wydawało się, że Szałachowski zaraz pozbiera się i wróci do gry. - Jest mi strasznie przykro, że tak się stało, ale to nie był brutalny atak i wydaje mi się, że to nie była moja wina - zarzeka się pomocnik "Pasów", który był w szoku, gdy okazało się Szałach ma pękniętą kość.

Bo biega na palcach

Dramat Szałachowskiego rozpoczął się w styczniu 2007 roku. Podczas zgrupowania doznał stłuczenia feralnej kości. Początkowo uraz wydawał się niegroźny, ale kiedy gracz wznawiał treningi, noga zaczynała potwornie boleć.

Wreszcie piłkarz trafił do austriackiej kliniki pod skrzydła doktora Christiana Schenka. Ten przeanalizował dokładnie przyczyny jego problemów i wskazał nietypowy sposób biegania Szałacha. - Biega jak sprinter, inaczej niż zdecydowana większość piłkarzy - tłumaczył. - Nie dotyka piętami ziemi, co powoduje, że obciążenia kości piszczelowej są większe niż normalnie. To sprawia, że jest dużo bardziej podatna na urazy.

Gdzieś popełniono błąd

Sztab szkoleniowy Legii opracował utalentowanemu piłkarzowi indywidualny zestaw treningów tak, żeby jego piszczele były mniej obciążone. Na pomocnika chuchano i dmuchano, ostrożnie wprowadzono go do gry. Jak widać na próżno.

- Gdzieś w trakcie leczenia popełniono błąd, pewnych rzeczy nie zauważono - ocenia trener Bogusław Kaczmarek, który przed laty w Górniku Łęczna wprowadzał Sebastiana do I-ligowej piłki. - Przy tego typu urazach do gry wraca się po góra 8-10 miesiącach, a Sebka nie było półtora roku i problem cały czas nie został rozwiązany. Skoro Legia ma tak duży budżet, to powinna otoczyć go najlepszą opieką, bo przecież ten piłkarz to prawdziwy skarb. Gdyby nie przyplątały się te problemy z piszczelami, to w kadrze pewnie nie byłoby Wojtka Łobodzińskiego, bo powoływany już do reprezentacji tuż przed tą kontuzją Szałach zrobiłby taką furorę, że Łobo by się przy nim nie rozwinął - dodaje Kaczmarek, który ciągle wierzy, że Sebastian wróci do wielkiej formy. - On się nie załamie, to silny psychicznie i poukładany chłopak. Wie, czego chce, jest ambitny i się nie poddaje. "Szałach", nie łam się! - apeluje do byłego podopiecznego.

Cisse udało się wrócić

Francuski snajper Djibril Cisse (27 l.) dwa razy - najpierw w październiku 2004 r., a potem w czerwcu 2006 r. (tuż przed mundialem) - doznał skomplikowanych złamań nóg.

Mimo to wrócił na boisko. Teraz strzela bramki dla angielskiego Sunderlandu.

Najnowsze