„Super Express”: - Skąd tak liczne wpadki Lecha?
Robert Podoliński: - To pytanie do Mariusza Rumaka i właścicieli, ale przede wszystkim – do piłkarzy. Bo trzeba wreszcie wypiąć klatę i nie chować się za trenerami. Choć kadra Lecha jest napompowana gwiazdami, coś w niej nie działa. Aż szkoda, bo ja byłem pewien, że Kolejorz - po dobrej rundzie rok temu w europejskich pucharach – potwierdzi dyspozycję w lidze. Ucieszyłem, że nikogo nie sprzedano w Poznaniu, a zrobiono świetne wzmocnienia. Wydawało się, że to naprawdę klasowi piłkarze.
- Na kogo pan liczył najbardziej z nowych nabytków?
- Na Hoticia na przykład. Albo na Golizadeha, którego miałem przyjemność oglądać w Katarze i nie spodziewałem się, że gracz tej klasy może przyjść do polskiej ligi. Bo czarował; to jest dobry piłkarz. Tymczasem coś niedobrego generalnie dzieje się w Poznaniu. Powtórzę: czas, by to wreszcie piłkarze wystawili twarz zza pleców krytykowanych trenerów: van den Broma i Rumaka. I spodziewałbym się tego, że nie będą to ci sami piłkarze, których ciągle widzę tłumaczących się pod trybunami: czyli Filip Szymczak, czyli Bartek Salamon, czyli „Marchewa”. Pozostali, lepiej opłacani, też powinni wziąć coś na klatę.
- Te ubiegłoroczne wiosenne puchary spowodowały kolejorskie „zatrucie srebrem” – by odwołać się do popularnej diagnozy kryzysu polskiej piłki po olimpiadach w Montrealu w 1976 i w Barcelonie w 1992?
- Mogło tak być, stąd mieliśmy jesienną bolesną wpadkę pucharową w Trnawie. A po niej ciężko już było pozbierać myśli w głowie. Ale Lech ma naprawdę silną kadrę, a na dodatek naprawdę dobrze współpracuje na linii akademia – pierwszy zespół; można było więc oczekiwać pojawienia się nowej świeżości. A to nie nastąpiło. Czemu? Trudno mi to zdiagnozować „na odległość”. Myślę, że ciut mądrzejsi będziemy już za chwilę; na podstawie tego, jaką w Poznaniu wypiszą receptę na nowego trenera. Słyszymy o obcokrajowcu, więc kolejny eksperyment… Podobno skauting trenerów jest w Lechu na wysokim poziomie, więc byłoby fajnie, żeby ów wybraniec w tym wielkim klubie, z fajną akademią, poradził sobie z obecnym ewidentnym kryzysem.
- Gdyby ten skauting zimą zadziałał inaczej, wskazał kandydata innego niż Mariusz Rumak, wyniki wiosenne mogły być inne?
- Żeby na to odpowiedzieć, trzeba przeprowadzić kompleksową analizę. Na pewno jedynymi winnymi obecnych wyników nie są piłkarze, ale też nie jest jedynym winowajcą trener Rumak. Najbardziej niesamowite natomiast jest to, że Lech – niewiele robiąc – niemal do końca jest w grze o mistrzostwo Polski. Krytykujemy zespół, który wciąż może skończyć ligę na drugim miejscu!
- Może skończyć na drugim miejscu, owszem, ale słabością innych, a nie własną siłą!
- To akurat nie jest żaden argument. Za rok – patrząc wstecz – porozmawiamy przecież o tabeli, a nie o tym, czy Lech grał słabo, czy dobrze. I powiemy: „O, Lech, wicemistrzem został!”. Natomiast oczywiście potencjał Kolejorza, jeśli chodzi o zdobycz punktową, na pewno jest większy niż to, co widzimy w tabeli. Zaczekajmy jednak jeszcze przez chwilę z tą totalną krytyką. Bo może na trzy ostatnie kolejki mechanizm Lecha wreszcie „zaskoczy”?
- Wśród „tłumaczących się” wymienił pan m.in. obu Filipów: Szymczaka i Marchwińskiego. W wiosnę weszli z przytupem, co musiało cieszyć, bo to przyszłość naszej piłki…
-… no tak, reszta lechitów w tym kontekście – przyszłości polskiej piłki – ma… barierę językową.
- Do tego wrócimy. Teraz chciałem zapytać o to, czemu i oni spasowali; czemu wtopili się w szare poznańskie tło?
- Bo chyba została na nich złożona zbyt wielka odpowiedzialność. To wychowankowie akademii, którzy w otoczeniu piłkarzy ściąganych za wielkie sumy i zarabiających potężne pieniądze mieli się świetnie rozwijać i dojrzewać do roli liderów. Nie teraz, ale „za chwilę”. Teraz tymi liderami mieli być inni, ci bardziej kosztowni. A ja wśród nich – przynajmniej od czasu, kiedy Mikael Ishak nie potrafi wrócić do wielkiej formy – nie widzę nikogo, kto wypinałby klatę; za kim mogłaby podążać reszta drużyny.
- To jest po prostu ligowa przeciętność!
- Bartek Salamon i Milić w defensywie, „Muraś”, „Kwekwe” i Karlström – mimo słabszej formy – to są ludzie, którzy robią swoje; tego, czego się od nich oczekuje. Ogromny problem jest na bokach i za plecami napastnika. Przede wszystkim bardzo obniżyli loty skrzydłowi. Na Ba Louę już nawet nie czekam; on zagra jeden dobry mecz i siedem kolejnych katastrofalnych. A kosztuje multum! To ja bym wolał dużo tańsze – a lepsze dla całej polskiej piłki – rozwiązania. Generalnie nie ma dziś w Lechu faceta, który od zimy podniósłby swoją wartość sportową.
- Dramatyczny kryzys zalicza Kristoffer Velde. Zakręciło mu się w głowie od sum transferowych i nazw klubów padających w mediach?
- Nie wiem, czy to kwestia zachłyśnięcia się tymi rzeczami. Wiem, że może – że powinien! - dawać Lechowi zdecydowanie więcej. Ale nie jest w tym zjeździe formy jedyny. Z tych, którzy powinni dawać jakość na bokach, próbuje tylko Alan Czerwiński. Pozostali – grubo poniżej poziomu. A zwłaszcza Joel Perreira, który w pełnym biegu – jak z pędzącego samochodu – trafiał w głowę partnera w dowolnym miejscu pola karnego rywala. Dziś wygląda bardzo słabo.
- Może lekarstwem będzie zlikwidowanie – jak pan ładnie powiedział – bariery językowej? Czyli więcej „samych swoich” w szatni, a nie ciężko opłacanych najemników?
- No i tu wchodzimy w kwestię problemu z rynkiem wewnętrznym... Nie sądzę, żeby miał miejsce zwrot w tym właśnie kierunku. Lech może mieć teraz przerwę w tych świetnych rocznikach ze swej akademii; niezależnie od tego, że fajnie grają rezerwy w 2. lidze, i fajnie grają zespoły w CLJ. Ale czy są to gracze już gotowi na pierwszy zespół? Wyjąwszy Maksymiliana Dziubę, nie wysuwa się nikt na pierwszy plan. Mariusz Rumak co prawda jest dla mnie gwarantem tego, że filozofia Lecha będzie kontynuowana, ale… Obawiam się, by jednak nie zdarzyło się coś takiego, jak za Kosty Runjaicia w Legii – czyli zupełna rezygnacja z własnych młodych zawodników z akademii.
- Na koniec pytanie z kategorii banalnych: Lech będzie na podium?
- Przed 31. kolejką obstawiałem, że będą na nim Lech i Legia. Teraz zagrają ze sobą – może właśnie o to, który zespół te szanse na podium zachowa. Ale typowania się nie podejmę, bo w naszej lidze łatwo wyjść na głupola. A tego wolałbym uniknąć, bo parę takich „prognozowych” wpadek ostatnio zaliczyłem.