Od dawna mówiło się, że nawet tak świetny bramkarz jak Artur Boruc miał dosyć wyjmowania piłek z siatki po kolejnych strzałach, już dosyć wiekowego, pana Lucjana. U boku Brychczego wykuło się wiele piłkarskich talentów. Z Legią był prawie całe życie. Odszedł w nocy z niedzieli na poniedziałek w wieku 90 lat. – Nasza bliższa znajomość trwała około 10 lat, dawno temu. Spotkania z panem Lucjanem były dla mnie codziennością, ostatnio już tylko widywaliśmy się sporadycznie. Zawsze był w sztabie. Można było podpatrzeć na treningach, jak strzelał. To prawda, nie zazdrościłem naszym bramkarzom. Chodziły legendy, że strzelał gole za golem, ale proszę mi uwierzyć, że to nie były mity tylko prawda. Teraz takich ludzi się nie spotyka. Takich, którzy spędzą całą karierę w jednym klubie, a potem będą z tym klubem iść przez życie również po zakończeniu piłkarskiej kariery. Oddał wiele dla Legii – wspomina Tomasz Sokołowski, były pomocnik warszawskiego klubu.
ZOBACZ: Tak Dariusz Dziekanowski pożegnał Lucjana Brychczego. Wzruszające słowa o legendzie Legii
W uznaniu piłkarskich i trenerskich zasług Brychczy został odznaczony m.in. Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. W 2014 przyjęto go do Klubu Wybitnego Reprezentanta. Z Legią czterokrotnie wywalczył tytuł mistrza kraju (1955, 1956, 1969, 1970) i czterokrotnie Puchar Polski (1955, 1956, 1964, 1966). Trzy razy był królem strzelców. Ostatni raz zagrał w barwach stołecznego klubu 12 marca 1972 roku. Miał wtedy 37 lat. W czerwcu odbyło się nawet specjalne spotkanie z legendą Legii, podczas którego wielu byłych legionistów mogło spotkać się i porozmawiać z "Kicim".
– Byłem na tym spotkaniu, gdzie pan Lucjan, mimo, mimo kłopotów zdrowotnych był z nami. Zawsze był pogodny, uśmiechnięty, nie przypominam sobie, żeby był na coś zły, czy coś mu przeszkadzało i by na cokolwiek narzekał. Wiadomo, czas płynie i nie robimy się coraz młodsi. Każda choroba zostawia w nas jakiś ślad – mniejszy lub większy. Pozostanie w naszej pamięci, bo jest piękną kartą historii Legii - dodał Sokołowski.