Jeszcze przed przerwą efektem trudnych warunków gry była kontuzja Adriela Ba Louy, odniesiona bez kontaktu z przeciwnikiem, za to w efekcie poślizgu na pokrytej białym puchem trawie. - Wygląda to na bardzo poważny uraz – przyznawał szkoleniowiec poznaniaków na pomeczowej konferencji.
W miejsce pochodzącego z ciepłych krajów Iworyjczyka desygnował do gry Norwega, Kristoffera Velde. I to właśnie przyzwyczajony do zimowych kaprysów aury napastnik ze Skandynawii rozstrzygnął losy „arktycznej” potyczki. Po raz pierwszy próbował „pocelować” w okienko krótko po wznowieniu gry w drugiej połowie – chybił nieznacznie. W 87. min, w identycznej niemal sytuacji, był już precyzyjny: trafił w same widły kieleckiej bramki.
- Nie wiem jak zdołaliśmy rozegrać to spotkanie, bo toczyło się naprawdę w przedziwnych warunkach, ale zgaduję, że sędziemu należy się szacunek za decyzję o jego dokończeniu – trochę przekornie, trochę zgryźliwie, ale i z satysfakcją w głosie mówił po końcowym gwizdku Velde, cytowany przez klubowe media. Norwegowi pasuje Korona: to był jego drugi mecz ligowy przeciwko temu rywalowi, i trzecia bramka!
Kristoffer Velde opisał uczucia targające nim w Kielcach
Dla piłkarza ze Skandynawii było to siódme w tym sezonie trafienie ligowe. Po raz pierwszy natomiast w obecnych rozgrywkach zaczął mecz na ławce rezerwowych. I… wyraźnie go to zdenerwowało. - Kiedy dowiedziałem się, że nie wyjdę od początku, byłem nieco zły i rozczarowany – przyznawał w pomeczowych rozmówkach. - Fajnie, że dałem sygnał, by już w kolejnych spotkaniach zacząć od początku – dodawał.
Prócz Velde, w śnieżnej zawierusze i mrozie najlepiej czuł się… Mrozek. Im mocniej sypało, tym skuteczniej Bartosz Mrozek, bramkarz Lecha, odbierał gospodarzom (strzały Hofmeistera, Godinho, Nono i Błanika) ochotę na szukanie okazji na gola. Generalnie jednak – co podkreślał m.in. Radosław Murawski – gra w podobnych warunkach jest niebezpieczna dla zawodników i odbiera widowisku wartość sportową. - Przed i w trakcie meczu nie było nam do żartów – zaznaczył.