Co prawda w Mielcu bardzo szybko objęli prowadzenie dzięki bramce Nene, gospodarze jednak w ciągu 20 minut (dziesięć przed przerwą, dziesięć po przerwie) wypracowali sobie solidną przewagę. Do siatki gości trafiali Ilja Szkurin, Mateusz Matras i – w najbardziej zaskakujących okolicznościach, w których bramkarz Jagi, Zlatan Alomerović, mógł złapać się za głowę - Łukasz Gerstenstein.
Trafienie Afimico Pululu pozwoliło piłkarzom lidera zmniejszyć stratę, ale gola na wagę punktu lider już strzelić nie zdołał. W tej sytuacji, po porażce 2:3, przewaga Jagiellonii nad wiceliderem stopniała do zaledwie dwóch punktów. - Na pewno jesteśmy rozczarowani, że nie udało się wygrać – trener gości, Adrian Siemieniec, niespecjalnie dużo na pomeczowej konferencji mówił o porażce.
Szukał przede wszystkim pozytywów. - Do momentu gdy straciliśmy bramkę, w pierwszej połowie graliśmy dobrze. Zabrakło nam jednak zdobycia gola na 2:0 – kreślił niezrealizowany scenariusz. A potem z żalem kiwał głową nad tym, który stał się faktem. - Stal dobrze weszła w drugą połowę, zdobyła dwie bramki. Mogła ten mecz kontynuować poprzez działania obronne. My zdołaliśmy zdobyć bramkę kontaktową, ale już nie wyrównać – dodawał.
Trener Jagiellonii stosuje grubą kreskę. „To moment, aby rozmawiać tylko o następnym meczu”
Jaga przegrała więc pierwszy z „czterech finałów”, bo tak końcówkę sezonu nazwano w Białymstoku parę dni temu. Wciąż jednak ma największe szanse na mistrzostwo kraju; zresztą pierwsze w historii klubu. Przed podopiecznym Siemieńca teraz domowa potyczka z pałętającą się w dole tabeli Koroną.
- Dziś jest moment, aby rozmawiać tylko o następnym meczu – Adrian Siemieniec, jak widać, przegraną w Mielcu odkreśla grubą kreską, chcąc ją jak najszybciej wymazać z pamięci podopiecznych. - Dużo się dzieje w mediach, mówi o spotkaniach rywali do zdobycia mistrzostwa Polski. My musimy się skupić nad tym, na co mamy wpływ – zakończył trener Jagi.