Stanisław Oślizło

i

Autor: cyfrasport Stanisław Oślizło (86 l.), legenda Górnika, jako młody chłopak doświadczył pracy pod ziemią. Szacunek do pracy górników miał od tamtej pory wielki, więc nieraz spotykał się z nimi, by opowiedzieć sekretach boiskowych sukcesów zabrzan w latach 60. i 70.

Spojrzenie na futbol z poziomu 600

W poniedziałek tradycyjna Barbórka, czyli górnicze święto. Fuzbaloki kiedyś chodzili na szpil prosto ze szychty

2023-12-02 8:04

Bywały czasy w polskim futbolu, w których nawet wybitni piłkarze stali ramię w ramię z górnikami na kopalnianym przodku”. Do dziś zresztą są w ekstraklasie i tacy, którzy poznali smak węglowego pyłu w ustach i na każdej dniówce słyszeli zgrzyt zamykających się drzwi kopalnianej szoli.

W śląskich klubach – zwłaszcza tych środowiskowych, związanych z konkretną kopalnią – jeszcze na przełomie lat 50. i 60. podziemna szychta nie była niczym niezwykłym. Nic dziwnego, że w KWK Szombierki dyrekcja wolała fundować „hajerom” transmisje radiowe (albo raczej radiowęzłowe) z meczów, w których grali ich towarzysze ciężkiej pracy z poziomu 600, w tym i reprezentant kraju (!), nieżyjący już Helmut Nowak.

Z kilofem i pyrlikiem chodniki chorzowskiej KWK Prezydent jako szesnastolatek przemierzała późniejsza legenda GKS-u Katowice, Gerard Rother. Stanisław Oślizło, późniejszy długoletni kapitan Biało-Czerwonych, też zjeżdżał pod ziemię w KWK Marcel, będąc już ligowcem w barwach Górnika Radlin. - Dostałem strój roboczy, numerek - czyli markę, lampę. Codziennie o 6.00 siadałem do szoli i zjeżdżałem na dół. Przydzielono mnie do działu mierniczego, nosiłem więc za fachowcami farbę i łaty miernicze. Czasem kilka kilometrów, do samego przodka – opowiadał mi jeden z najlepszych obrońców w dziejach ligi. Trwało to kilka miesięcy i było formą „grania na nosie” Ludowemu Wojsku Polskiemu: z dwuletniej służby w mundurze „reklamowała” praca w kopalni. Ale ta prawdziwa, nie fikcyjny etat. Stąd więc tak długo, jak wojskowi żandarmi pojawiali się u bram kopalń, by sprawdzić obecność jednego czy drugiego piłkarskiego delikwenta w pracy, musiał się on stawiać pod szybem.

Nie inaczej było i z Eugeniuszem Lerchem z „hutniczego” Ruchu Chorzów. On schronienia przed wojskiem szukał w KWK Kleofas. - Zostałem asystentem spawacza, spawaliśmy łańcuchy do różnych podziemnych maszyn. Pewnego dnia, brodząc trop w trop za majstrem po kostki w wodzie, a na plecach taszcząc, jakieś żelastwo, usłyszałem od niego: „Dej pozór, cobyś kaskiem nie dotknął drutu ślizgowego [prowadzącego wózki na węgiel – dop. aut.], bo bydzie po tobie”. Ciarki przeszły mi po plecach – wspominał „Elek”.

Kiedy do kopalń – nawet na kilka tygodni – nie trzeba już było uciekać przed wojskiem, wyprawa pod ziemię zaczęła być (i trwało przed dekady) „biczem” nie na pojedynczych piłkarzy, ale nawet na całe drużyny. - W sezonie 1987/88 dyrektor KWK Szombierki wściekł się po czterech porażkach z rzędu i wysłał całą drużynę na dół: oprowadzono nas po wielu pokładach, zabrano na przodek. Lekcja zrobiła wielkie wrażenie na chłopakach spoza Śląska. Nie przegraliśmy kilku kolejnych spotkań – opowiadał mi z uśmiechem były król strzelców ligi, Bogusław Cygan.

Po transformacji ustrojowej etat w kopalni bywał życiową koniecznością, zanim młodemu adeptowi piłki udało się podpisać dobry kontrakt z klubem. Zanim Grzegorz Bronowicki zatrzymał samego CR7 na Stadionie Śląskim, harował w KWK Bogdanka. A charakter dzisiejszego snajpera Ruchu, Daniela Szczepana, ukształtowała znana nam już z tej opowieści KWK Marcel.

QUIZ. Jak dobrze znasz polską ekstraklasę?

Pytanie 1 z 10
Który z tych klubów najwięcej razy sięgał po mistrzostwo Polski?
Najnowsze