Pod koniec listopada Waldemar Fornalik – krótko po rozstaniu z „Piastunkami” - przywitany został w Lubinie. Po raz kolejny – jako ratownik, mający tym razem Zagłębie uchronić od spadku z elity. Na razie – o ile to nie przedwczesna opinia... - jest na dobrej drodze, bo jego podopieczni na inaugurację wiosny wygrali we Wrocławiu derby Dolnego Śląska. W sobotę czeka ich chyba trudniejsza próba: do Lubina przyjeżdża stołeczny wicelider tabeli. A „Super Express” z Waldemarem Fornalikiem porozmawiał i o tym meczu, i o najważniejszych wartościach w jego pracy.
„Super Express”: - „Podejmowałem w życiu decyzje, po których niektórzy mówili o mnie kamikaze” - powiedział pan w ostatniej naszej rozmowie, wspominając m.in. podjęcie w 2009 pracy w zagrożonym spadkiem Ruchu Chorzów. A jednak po raz kolejny – bo przecież Piast też był zagrożony w 2017 roku - zdecydował się pan zostać ratownikiem, tym razem w Lubinie. A więc jednak „kamikaze”?
Waldemar Fornalik: - W Chorzowie obejmowałem Ruch na sześć kolejek przed końcem sezonu. W Gliwicach było już inaczej: nawet jeżeli sytuacja w tabeli była równie trudna, czasu na wzajemne poznawanie się z drużyną mieliśmy więcej. Podobnie jak teraz w Lubinie. A zawsze będę powtarzać, że najważniejsze rzeczy wychodzą podczas meczów ligowych. To w ich trakcie zbiera się najcenniejsze informacje na temat zespołu jako całości oraz każdego z zawodników z osobna.
- W Lubinie spotkał pan „starych znajomych” z Ruchu i Piasta. Wśród nich – Filipa Starzyńskiego, któremu kiedyś otwarł pan drzwi do ekstraklasy. To wciąż chłopak, któremu warto ufać?
- Pod tym względem się nic nie zmieniło. Na pierwszych zajęciach w Lubinie zobaczyłem znów Filipa nastawionego na ciężką robotę. Jedyne, co się w jego życiu od czasu naszej wspólnej pracy zmieniło to fakt, że założył rodzinę.
- I chyba stracił nieco włosów?
- Nie mam pod ręką fotografii z tamtych czasów, więc... chyba nie wypada mi tego oceniać. Ale na pewno zmężniał, wydoroślał. I piłkarsko też zrobił postęp, bo sumiennie przez cały czas swoje obowiązki wykonywał, czego potwierdzeniem – choćby jego własny reprezentacyjny rozdział.
- Z jednej strony – doświadczony Starzyński, z drugiej – ambitna młodzież: Bartłomiej Kłudka, Tomasz Pieńko... Cieszy to pana?
- Oczywiście, choć zawsze byłem przeciwnikiem, aby komuś coś dawać za darmo – tylko dlatego, że jest młodszy od innych. Zdobywanie miejsca w drużynie powinno odbywać się w sposób naturalny. Jeśli ci młodzi ludzie zagrali, to dlatego, że na to swoją postawą w okresie przygotowawczym zasłużyli.
- Lubińskim bohaterem jesieni – choć może bardziej medialnym, dzięki swej aktywności w portalach społecznościowych – był Kacper Bieszczad. Pan jednak postawił na doświadczenie Jasmina Buricia, starszego o półtorej dekady. Opłaciło się?
- Nigdy nie zestawiałem składu na podstawie medialnych laurek. Czyjąś „dobrą prasę” zawsze weryfikowałem osobiście; przyglądałem się zawodnikowi, sprawdzałem. Nie ma u mnie miejsc danych komuś z przydziału. W trakcie zimowych przygotowań – i bezpośrednio przed tym meczem – lepiej prezentował się Jasmin. I decyzja się obroniła, nie tylko tym, że w derbach nie dał się pokonać nawet z rzutu karnego. Gdyby tego nie dokonał, mecz we Wrocławiu naprawdę mógł się jeszcze ułożyć różnie.
- Ale wygraliście. To mocny argument przed meczem z Legią?
- Wartościowy mentalnie. Ale zwycięstwo we Wrocławiu nas nie uśpi. Dobrze wiemy, kto do nas przyjeżdża. Niezależnie od wydarzeń w drugiej połowie meczu z Koroną, Legia pokazała w wielu momentach, że jest groźnym zespołem – i na takiego przeciwnika się szykujemy.
- Ale straciła Carlitosa!
To ważny zawodnik, ale trudno mi ocenić wpływ jego nieobecności na sposób gry Legii. Po prostu nie będzie w jej szeregach dobrego piłkarza, ale pozostali też prezentują się solidnie. Zresztą doszedł do składu Pekhart.
- Klucz do sukcesu w meczu z Legią?
- Taki sam, jak w każdym innym: trzeba zagrać na najwyższym poziomie, jaki się prezentuje. Drużyna musi wyjść na boisko z dobrym nastawieniem, przekonana o własnych możliwościach. Jeśli tak będzie, to... każdy bój można wygrać. Wiara czyni cuda – jak to się mówi. Ale przede wszystkim liczę na solidny mecz moich zawodników.