"Gwizdek24.pl": - Ale znalazł się pan w sytuacji, jak lekarz pogotowia, który ma ratować pacjenta, którego choroba nie jest dokładnie zdiagnozowana.
Michał Probierz: - Podpisując umowę wiedziałem, że podejmuję ryzyko i jest to wkalkulowane w nasz zawód. Jeden z poprzednich trenerów, Kamil Kiereś, jest w klubie i stara mi się pomóc. Widzę, że chłopcy wyglądają dobrze biegowo i szybkościowo, więc staramy się im pomóc mentalnie. O tym, że znalazłem przyczyny słabości, to będę mógł powiedzieć dopiero, gdy utrzymamy się w lidze, a do tego daleka droga. Natomiast w przeszłości w Grecji poprowadziełem zespół w 24 godziny po objęciu, więc te 48 nie wygląda najgorzej.
- I chyba lubi pan ryzko, bo wcześniej obejmował pan ŁKS, będący jak teraz Bełchatów, na ostatnim miejscu.
- Trenerzy tak mają, żę idą pracować tam gdzie ich chcą. Raczej nie zwalnia się trenerów w dużynach, którym idzie dobrze.
- Czy przywróci pan do składu piłkarzy odsuniętych do rezerw - Kosowskiego, Lacicia i Budziłka?
- Zastałem taką sytuację w klubie i nie zamierzam jej zmieniać. Mam natomiast nadzieję, że wkrótce wyleczą się zawodnicy, którzy są kontuzjowani i bardzo nam pomogą.
- Podpisał pan umowę do konca sezonu 2013/14. Czyli chce pan nie tylko uratować klub przed spadkiem, ale pracować w nim dłużej.
- Niektórzy mówią o Bełchatowie, że to zaściankowy klub. Ale bazę ma chyba najlepszą w Polsce. Są tutaj 4 pełnowymiarowe boiska, siłownia, sala do ćwiczeń. Takich warunków nie miałem w innych polskich klubach ani w Grecji. Nie muszę martwić się tym, czy będę miał odpowiednie boisko do treningu, ale mogę sobie wybrać jedno z czterech. Młodzież ma również gdzie trenować. To też był powód dla którego tutaj jestem. Pierwsze moje zadanie, to spróbować utrzymać się w lidze, a później zrobić dobry zespół.
- Pana podanie się do dymisji w Wiśle było różnie komentowane. Jakie były jej powody?
- Komentarze w tej sprawie mnie nie interesują. Swojej decyzji nie żałuję, ale nie będę o jej powodach rozmawiał.