Legia odniosła ostatnio spory finansowy sukces sprzedając Ariela Borusiuka do Kaiserslautern. Teraz szykuje kolejny ekonomiczny triumf , bo na wylocie znalazł się Maciej Rybus. Czeczeni z Tereka Grozny gotowi są zapłacić za niego póltora raza więcej niż za Ariela, bo 3 mln euro, a on sam ma zarabiać cztery razy tyle co w Warszawie, więc pojechał na testy.
Jak się te osiągnięcia mają do przygotowań do nowego sezonu? Ano nijak, bo z rosnącej kupki pieniędzy w klubowej kasie nie ma jak dotąd żadnego pożytku. Dyrektor sportowy Marek Jóźwiak, którego starsi kibice nadal nazywają "Beretem", żali się, że nie jest w stanie zakupić dla Legii żadnego zawodnika, bo zarząd jego propozycje ogląda i odrzuca jako zbyt drogie.
Zobacz: Kibole opluli Roberta Biedronia
Przedstawiciele kierownictwa klubu bąkają, że propozycje Jóźwiaka by zatrudniać Angolańczyka Manucho czy Argentyńczyka Prato są niepoważne, bo pierwszy jest za słaby, a drugi za drogi. A może odwrotnie, ale jednak - nie.
Na dosłownie parę przed pucharową konfrontacją ze Sportingiem, która dla Legii oznacza wielką szansę, zamiast zgody i wspólnego budowania, w klubie rodzą się mniejsze i większe konflikty, co nie wróży dobrze. Warszawski klub już parę razy okazję do stworzenia zespołu na miarę...no, jeśli nie marzeń, to przynajmniej satysfakcji kibiców, potrafił swobodnie zmarnować. Czy tak będzie i tym razem?