Zdolny, ale leń - takie opinie krążyły przez lata o Machnowskim.
- To dlatego, że jak w klubie był Janek Mucha, to mówiłem sobie, że nie warto się starać, bo on i tak jest pięć razy lepszy i na grę szansy nie mam - wspomina Kostia. - Janek jednak zmienił moje podejście. Powtarzał mi, że on też kiedyś w Legii był bramkarzem numer trzy i nikt w niego nie wierzył. Ale on ciągle wierzył w siebie i zasuwał na treningach. I proszę, gdzie teraz jest: w Evertonie.
Przed tym sezonem jednak mało kto dawał Machnowskiemu szansę na grę. Legia sprowadziła za pół miliona euro Chorwata Marijana Antolovicia.
- Mówiłem sobie, że to przecież żaden Casillas i nie mogę się poddać. Rzuciłem mu wyzwane i na razie to ja jestem górą - nie kryje satysfakcji Ukrainiec.
Kostia cały czas bardzo przyjaźni się z Janem Muchą. Został ojcem chrzestnym jego córki i często odwiedza go w Anglii. Były bramkarz Legii śledzi regularnie występy Machnowskiego. - Jest dla mnie jak starszy brat - mówi Kostia. - Po każdym meczu dzwoni, aby mnie pochwalić albo ochrzanić.
Jak będzie dziś? Kostia nie ma wyjścia: żeby nie zawieść Janka, musi... powstrzymać "Franka".
- Oglądałem bramki strzelane przez Frankowskiego i jestem pod wrażeniem - przyznaje. - Ale my nie mamy innego wyjścia: musimy ograć Jagiellonię. Jak wygramy, będziemy tracić do nich tylko cztery punkty i rywale poczują nasz oddech - analizuje Machnowskij, który już wie, jak uczci zwycięstwo. - Jestem łasuchem. Tabliczka ulubionej czekolady już czeka w torbie - kończy ze śmiechem.