Super Express: - Podczas meczu ze Słowacją dało się zauważyć jakiekolwiek pozytywy?
Jerzy Podbrożny: - Wydawało się, że do momentu straty pierwszej bramki mieliśmy optyczną przewagę. Nic jednak z niej nie wynikało. Potem dostaliśmy „dzwona” i wszystko się posypało. Nie jestem w stanie zrozumieć jak na takim poziomie można dać się tak łatwo ogrywać i tak stracić gola. Bereszyński, który dał się ograć to jedno. Ale Jóźwiak powinien go wtedy asekurować, a zamiast tego stał z boku i się przyglądał. Strzał w krótki róg w pewnym stopniu obciąża także konto Szczęsnego, który w najgorszym wypadku powinien sparować piłkę na rzut rożny.
- Jak oceni pan występ Roberta Lewandowskiego w tym spotkaniu?
- Z pewnością jest przyzwyczajony do innej gry. W Bayernie ma zdecydowanie lepszych partnerów, dlatego gra mu się zdecydowanie łatwiej. W kadrze koledzy nie stwarzają mu tylu okazji co w Monachium, musi brać więcej gry na siebie. Wydaje mi się jednak, że podczas meczu ze Słowakami niepotrzebnie tak często cofał się po piłkę. Wtedy bowiem brakowało go z przodu, gdzie przecież jest najgroźniejszy. Na pewno nie zagrał na swoim optymalnym poziomie, ale to tyczy się praktycznie każdego zawodnika.
- „Lewy” ma cechy, które predysponują go do bycia liderem tej drużyny?
- Przyznam szczerze, że nie widzę w nim tego lidera. Nie znam go osobiście i nie wiem jak zachowuje się poza boiskiem, mówię jedynie o tym co widać na murawie. Obserwując Lewandowskiego podczas meczów nie widzę w nim takiego charakteru, który uprawniałby go do zakładania opaski kapitańskiej. Nawet gdy przegrywamy, lider powinien umieć zmobilizować zespół, krzyknąć, pokazać całym sobą: „Panowie, nic się nie stało! Gramy dalej!”. Niewątpliwie nie można odmówić mu ogromnej klasy piłkarskiej, ale w trudnych sytuacjach to on powinien mobilizować zespół do walki i wykrzesania z siebie jeszcze większej ambicji. A tego wg mnie u niego brakuje.
- Porażka ze Słowakami oznacza koniec marzeń o awansie do fazy pucharowej? Przed nami mecze z Hiszpanią i Szwecją, a więc rywalami mocniejszymi niż Słowacja.
- Myślę, że tak. Przegraliśmy bowiem z teoretycznie najsłabszym zespołem w naszej grupie i to w bardzo słabym stylu. A trzeba pamiętać, że Hiszpanie w pierwszym spotkaniu stracili punkty ze Szwecją, będą więc „na musiku”. Z pewnością wyjdą zatem bardzo zmobilizowani, chcąc zrehabilitować się za remis na inaugurację. Choć z drugiej strony przy niezwykle ofensywnej grze przeciwników być może swojej szansy będziemy mogli upatrywać w kontratakach.
- Zobaczyliśmy już w akcji wszystkie 24 zespoły, które zakwalifikowały się do Euro 2021. Można chyba zaryzykować stwierdzenie, że do spółki z Turcją to właśnie nasza reprezentacja zaprezentowała się jak do tej pory najsłabiej?
- Nie widziałem wszystkich meczów tegorocznego turnieju, więc ciężko mi ocenić czy nasz zespół zaprezentował się najsłabiej. Oglądałem jednak mecz Polaków ze Słowacją i mogę powiedzieć, że zagraliśmy w nim w sposób wstydliwy. Jeśli nie wyeliminujemy błędów popełnianych w tym spotkaniu, a dodatkowo nie zagramy ze zdecydowanie większym zaangażowaniem – nie mamy czego szukać na tym turnieju.
- Jakie są pańskie przewidywania na zbliżające się mecze z Hiszpanią i Szwecją?
- Z Hiszpanami na pewno będziemy bardzo mocno cierpieć. Nasza drużyna przez zdecydowaną większość meczu będzie zmuszona biegać za piłką, a to nigdy nie jest przyjemne. Hiszpanie słyną z zamiłowania do utrzymywania się przy futbolówce i naprawdę trzeba się mocno napocić, aby im ją odebrać. Obraz gry będzie zapewne podobny do spotkania Hiszpania-Szwecja. Jeśli chodzi o Szwedów to może jest to drużyna bez wielkich gwiazd, ale za to stanowiąca niesamowity kolektyw. Reprezentanci „Trzech Koron” są świetnie zorganizowani w defensywie i grają niezwykle walecznie. Na pewno będzie to zupełnie inne spotkanie niż z Hiszpanią, ale wcale nie oznacza to, że dla naszej reprezentacji łatwiejsze.
- Która z drużyn jest wg pana faworytem do zdobycia mistrzostwa Europy?
- Na pewno trzeba do nich zaliczać Francuzów i Niemców, którzy już w pierwszej kolejce fazy grupowej zmierzyli się ze sobą i trzeba przyznać, że był to bardzo dobry mecz. „Czarnego konia” całego turnieju upatrywałbym jednak w Belgach. Choć tak naprawdę ciężko mówić o nich w kontekście „czarnego konia”, gdyż jest to naprawdę bardzo mocna drużyna. Po cichu liczę, że finalnie to właśnie podopieczni Roberta Martineza będą cieszyć się z tytułu mistrza Europy.
Rozmawiał Paweł Staniszewski