Wprawdzie Maciej Rybus jest wychowankiem Pelikana Łowicz, ale szkolił się w MSP Szamotuły pod okiem duetu trenerów Andrzeja Dawidziuka, który odpowiadał za bramkarzy oraz Bernarda Szmyta. Z Wielkopolski przyszły kadrowicz trafił do Legii, gdzie zadebiutował w Ekstraklasie i drużynie narodowej pod okiem selekcjonera Franciszka Smudy. Jak spisywał się w Szamotułach? - Gdy do nas trafił, to był z niego „mikrus”. Ale miał za to szybką nóżkę – wspominał początki zawodnika trener Bernard Szmyt. - Niekonwencjonalny drybling i nietypowy bieg. Mimo nienajlepszych warunków fizycznych nie pękał w starciach z lepiej zbudowanymi graczami. Faulowali go, a on nie płakał, tylko wstawał i… gonił rywala. Nie trzeba było krzyczeć, żeby to robił. Był w nim duch walki. „Ryba” miał serducho do gry. Na pierwszych pięciu metrach miał niesamowite odejście. Zanim trafił do Legii, to spędził kilka dni na stażu w Wolfsburgu u trenera Felixa Magatha. Wypadł obiecująco, ale ostatecznie przeniósł się do stolicy - wyznał były jego trener. A od ponad dziewięciu lat Maciej Rybus występuje w zagranicznych klubach.
Mama Macieja Rybusa: Pierwsza drużyna syna składała się z 11 pluszaków